Tu opowiedział Sinclairowi okoliczności, w których się zabawił w wywiadowcę. Anglik słuchał łakomie.
— W takim razie oddał nam pan pierwszorzędną usługę. Sprawa przestaje być banalną — ma ona teraz dla mnie duszę. Jest w niej jeden punkt...
— Domyślam się — przerwał Twardowski. — Sir Joseph Turner...
— Nie pierwszy już raz prowadzę śledztwo w sprawie tego rodzaju. Zawsze sir Joseph Turner okazuje się posiadaczem niewielkiej ilości udziałów. Dziwiło mię, że człowiek tak poważny, tak biegły w sprawach finansowych kupuje drobne udziały i daje się okradać na te niewielkie sumy. Czyżby był manjakiem, kolekcjonistą papierów bezwartościowych?... Ostatnim razem nawet poszedłem do niego, żeby się dowiedzieć, co to znaczy. Przyjął mię bardzo uprzejmie i, śmiejąc się, powiedział, że kupowanie wszelkich możliwych akcyj i udziałów to jego hobby, że gra sobie tym sposobem na loterji i nic go to nie kosztuje, bo czasami papiery bardzo niepozorne i nawet podejrzane okazują się doskonałym interesem. Pomimo wszakże całej uprzejmości i dobrego humoru wywarł na mnie wrażenie antypatyczne.
— Jest pan, widzę, niezłym psychologiem.
— To znów moje hobby bawić się w psychologję. Otóż pan mi dostarcza dowodu, że moje wrażenie nie było mylne. Sir Joseph Turner jest naganiaczem, cichym wspólnikiem tych oszustów, co mu musi dawać wcale niezły dochód. Posiadanie małej ilości udziałów potrzebne mu jest do pokazania, że on, poważny finansista, zaangażował się w przedsiębiorstwo, to znaczy, że jest ono solidne. Panie, ja go nakryję, i to będzie dopiera sensacja!
— Ja panu do tego pomogę.
— Panie... — Anglik spojrzał na kartę wizytową — Twardowski, jestem wielkim pańskim dłużnikiem.
— Może mi pan zaraz ten dług zapłacić.
Policjant rzucił pytające spojrzenie.
— Pozwoli mi pan przejrzeć prywatną korespondencję pana Jamesa Stuarta i skopjować lub nawet sfotografować listy, które mię zainteresują? Sinclair się zastanowił.
— Nie jest to całkiem w porządku. Wobec wszakże polecenia, z którem pan przyszedł, i pańskiej cennej pomocy w śledztwie, sądzę, że mam prawo to zrobić. Jestem do pańskiego rozporządzenia. Ale pan mi przyrzeknie, że przed procesem te listy nie będą publicznie ogłaszane.
— Przyrzekam.
— Jeszcze jedno. O to już tylko prosić mogę. Rozmowa, którą pan spisał, także nie będzie ogłoszona, dobrze? Bardzoby to zaszkodziło śledztwu.
— Dobrze.
Od tej chwili Sinclair był cały na usługi Twardowskiego.
W korespondencji Stuarta znalazł się szereg listów, podpisanych “Charlie” i niewątpliwie pochodzących od młodego Culmera. Dla znającego rozmowę w pullmanowskim wagonie były one aż nadto jasne i wystarczające do umieszczenia w więzieniu obiecującego młodzieńca. W niektórych była mowa o Turnerze, oznaczanym bądź inicjałem, bądź tytułem “knight” (szlachcic). Sinclair nie posiadał się z radości, gdy te listy ponownie odczytał, rozumiejąc je teraz całkowicie.
— Panie Twardowski mówił — będę panu zawdzięczał dwie rozkoszne chwile w swojem życiu: jedną, gdy otrzymam warrant na aresztowanie
Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/138
Ta strona została przepisana.
136