Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/143

Ta strona została przepisana.

instynkty. Tym instynktom zawdzięczasz, żeś zrobiła dobry wybór, decydujący o całem twojem życiu, o two jem szczęściu. Bo Twardowski, to człowiek, do którego mam nieograniczone zaufanie. W jego rękach nie boję się o ciebie.
— A właśnie to jest jedyny mężczyzna, którego się boję.
— Co ty mówisz? — zapytała zdziwiona matka.
— Próbuję przemóc ten strach, nadrabiam odwagą, ale to się źle kończy.
— Nie rozumiem.
— To ci powiem wszystko szczerze. Spędziliśmy wieczór na bardzo interesującej rozmowie dwojga dobrych przyjaciół. On mi już dawno zaproponował, żebyśmy byli dobrymi przyjaciółmi i nie mówili między sobą o tem, czem ja jestem dla niego, a on dla mnie. Bo on nie miał zamiaru mi się oświadczyć, dopóki nie zwycięży swoich nieprzyjaciół. Oświadczył się tylko dlatego, żem nie chciała wziąć od niego tamtych pieniędzy. Ale się oświadczył i jest moim narzeczonym. Uważałam więc za śmieszne, żeśmy się dotychczas nie pocałowali, i kiedy już miałam wychodzić, wzięłam na odwagę i pocałowałam go...
— Oj, dziecko, dziecko! — mówiła pani Czarnkowska z pobłażliwym uśmiechem.
— I kiedyśmy się całowali, poczułam nagle, że mię siły opuszczają, że tracę wolę, że jestem zupełnie w jego rękach i on może zrobić ze mną wszystko, co zechce... Strasznie się przelękłam i ostatnim wysiłkiem wyrwałam się z jego ramion. Jestem pewna, że żaden inny mężczyzna do tegoby mnie nie doprowadził i nie nabawił takiego strachu.
— I cóżeś zrobiła?
— Poprosiłam, żeby mi podał futro. On mi je podał i odwiózł mię do domu.
— Wiesz, kochanie, co to znaczy? — rzekła pani Czarnkowska. — To, żeś spotkała jedynego mężczyznę, z którym możesz być naprawdę szczęśliwa. Bo prawdziwa kobieta — a ty nią jesteś, pomimo że udajesz czasami dziwoląga — nie może być szczęśliwa z mężczyzną, którego lekceważy...
Wandeczka się nie domyśliła, że je przybrana matka mówi o sobie.

XXIV.

Następnego dnia popołudniu Twardowski wybrał się do ograbionego dziedzica Zbychowa.
Ledwie poznał człowieka, który przy pierwszem spotkaniu uderzył go młodzieńczością. Czarnkowski stracił całą werwę, całą lekkość i sprężystość ruchów, przygarbił się, a na zapadłej twarzy zjawiły się brzydkie zmarszczki. I to wszystko stało się w tak krótkim czasie.
Z zapóźnionego młodzieńca — pomyślał Twardowski — został przedwczesnym starcem. Nie miał czasu być dojrzałym mężczyzną.
— Czem panu mogę służyć? — zapytał gospodarz sucho, z widoczną niechęcią.
— Chcę mówić z panem o pańskich interesach — odparł Twardowski — jakkolwiek to jest niedyskrecja.
Widział, że Czarnkowski go przyjął tylko pod presją Wandy. Nie dając mu czasu do odezwania się, mówił dalej:

141