Zobowiązał się przyjść wieczorem na obiad dla ułożenia całego planu wspólnie z panem Czarnkowskim.
Gdy się zaczął żegnać, Wanda zawołała:
— Co, już uciekasz? A mieliśmy pogadać.
— Nie chcę pań męczyć dłużej i sam niejedno mam jeszcze do załatwienia przed wieczorem.
Spojrzał na zegarek.
— Mam jeszcze pół godziny czasu.
— To ja was tu zostawię: gadajcie sobie — rzekła pani Czarnkowska. — Jestem naprawdę bardzo zmęczona.
Gdy zostali sami, Wanda posadziła Twardowskiego.
— Słuchaj — rzekła — to zaproszenie nas do Turowa jest genjalne. Tam będziemy ciągle razem i może nareszcie znajdę odpowiedź na moje pytanie.
— Na jakie pytanie?
— Kto ty jesteś? Jesteśmy narzeczeni, a ja ciebie doprawdy nie znam.
— Masz słuszność: oświadczyłem ci się za wcześnie. Ale to twoja wina: pocoś się tak upierała w sprawie tych pieniędzy? Widzisz, że miałem słuszność i że majątek do was wrócił...
— Nie o to chodzi, czy za wcześnie, czy za późno. Ja już dawno wiem, że muszę zostać twoją żoną: bez ciebie już żyćbym nie umiała. Tylko to jest nienormalne, żeby żona tak mało znała swego męża. Imponujesz mi, zachwycam się tobą i boję się ciebie. Wszystkich mężczyzn, którzy mnie otaczają, zaczynając od tatka a kończąc na Kozienieckim, znam nawylot; a w tobie jest jakby jakieś miejsce zamknięte, w którem coś siedzi, czego ja się nawet domyślić nie mogę. Chciałabym to miejsce otworzyć i boję się... Czy ja kiedy tam zajrzę?...
Twardowski słuchał i nic nie odpowiadał.
— Nie myśl, że to są kłopoty naiwnej panienki, która nie wie, co to znaczy wyjść zamąż. Takich panienek niema. My, młode dziewczyny wiemy dziś więcej, niż nasze matki. Tu nie o to chodzi: tu chodzi o ciebie. Ty jesteś jakiś inny, niż wszyscy mężczyźni.
— Wszyscy, których ty znasz, kochanie.
— Może i tak, nie wiem. Ale ja nawet nie wiem, dlaczegoś ty zechciał ze mną się ożenić. Jestem niebrzydka; to nawet wiem, że jestem wyjątkowo dobrze zbudowana, a to się mężczyznom podoba. Ale takich pewnie spotykałeś wiele. Zresztą, zdaje mi się, że tobie to nie wystarcza, żeby się związać z kobietą na całe życie. Do romansiku owszem... — dodała tonem doświadczonej kobiety, która zjadła zęby na przejściach z mężczyznami.
Twardowskiego ten jej ton raził, ale zarazem bawił.
— Powiesz mi, czy nie, dlaczegoś postanowił ze mną się ożenić? Przecie i ty mnie naprawdę nie znasz...
— Kochanie — odrzekł Twardowski — znam cię o wiele więcej, niż myślisz, może nawet więcej, niż ty znasz siebie. I dlatego, że cię znam, powiedziałem sobie, że musisz być moją żoną.
— Więc powiedz mi przynajmniej, co o mnie myślisz.
— Powiem. Teraz jednak muszę już iść. Czekają na mnie.
— To dziś wieczór nie wypuszczę cię, dopóki mi nie powiesz.
Wieczorem przy obiedzie Czarnkowski zakomunikował swe postanowienie:
— Zwijam mieszkanie w Warszawie i przenoszę się do Zbychowa. Trzeba zająć się gospodarstwem. W dzisiejszych ciężkich czasach nie można bawić się w pana.
Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/163
Ta strona została przepisana.
161