W oczach pani Czarnkowskiej przemknęła jakby obawa o los Zbychowa, jeżeli pociąg do intersów zamieni się u męża w zapał do gospodarstwa.
Projekt wyjazdu do Turowa przyjął apatycznie.
— Jedźcie we dwie — rzekł. — Ja jutro muszę być w Zbychowie i tam dłuższy czas pozostać. Pańskie oko konia tuczy.
Nietylko chciał popatrzeć na odzyskany majątek, ale także zniknąć jaknajrychlej z Warszawy, znaleźć się jaknajdalej od Culmera i od znajomych, którzyby go ciekawie wypytywali o to, co zaszło.
Umówiono się, że panie za tydzień zjadą do siedziby Twardowskiego.
Wkrótce po obiedzie W anda zręcznie wyprawiła oboje rodziców na wczesny wypoczynek, a sama zabrała narzeczonego do siebie.
— Obawiam się — rzekła — o zdrowie tatka. Strasznie się zmienił. Te przejścia bardzo go zgnębiły. Dopiero, gdy poznałam ciebie, zrozumiałam, jakim on zawsze był słabym człowiekiem. Widziałam, jak się gniewałeś, kiedy bronił Culmera. A wiesz, dlaczego on to robił? Bo dla niego to za ciężki cios tak się na kimś zawieść. Przez całe życie prawie we wszystkiem polegał na Culmerze i na jego zdaniu, a teraz stracił to oparcie. Ach, żeby on się oparł na tobie! Bo on biedny sam stać nie może... I mamusia bardzo się zmieniła... Ale to już od dłuższego czasu, chyba od poznania ciebie. Zrobiła się obojętniejszą i dla tatka i dla mnie. Zawsze jest dobra, ale ciągle chodzi zamyślona. Mam wrażenie, że dowiedziała się czegoś szalenie ważnego, i to od ciebie. Coś ty jej mógł powiedzieć? Kiedy usłyszałam od ciebie przez telefon, że już ci nic nie grozi, jestem spokojna i wesoło mi na duszy. Tylko musisz mi raz nareszcie powiedzieć, co o mnie myślisz.
A nie będziesz się gniewała?
— Bądź spokojny. Tyle się nawściekałam na ciebie, że mi się to już sprzykrzyło.
— Więc dobrze. Przedewszystkiem ci powiem, że jesteś czarująca dziewczyna.
— Oho! kiedy tak zaczynasz, to na pewno masz zamiar coś bardzo brzydkiego mi powiedzieć. Mniejsza o to. Kiedyś to zauważył?
— Od pierwszego spojrzenia.
— I dlatego takeś mi dokuczał?
— Pewnie, że dlatego.
— Dziwny sposób wyrażania zachwytu.
— Gdybym nie był pod wrażeniem twego czaru, nie zwracałbym na ciebie uwagi. Od pierwszej chwili zaczęłaś mię mocno obchodzić, i dlatego gniewały mię w tobie pewne rzeczy, o których ci już mówiłem.
— Niech będzie i tak. A co dalej?
— — Dalej ci powiem, że masz charakter i jesteś osobą, na której można polegać.
— Ślicznie. Sama to o sobie myślałam. Ale bardzo mi przyjemnie słyszeć to od ciebie.
— Jesteś dobra bez ckliwości i szlachetna bez pozy. To są wielkie cnoty.
— To ładnie powiedziane. Nie umiałabym tak.
— Jesteś inteligentna. Tylko twoją żywą inteligencję kobiecą wpływy środowiska zaczęły manierować, wprowadzać na drogę naśladowania umysłowości męskiej. Na szczęście cofasz się z tej drogi.
— Pod twoim wpływem. Po pierwsze, zrozumiałam, że to głupie,
Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/164
Ta strona została przepisana.
162