Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/183

Ta strona została przepisana.

panią Czarnkowską z księdzem. Dziewczyna, idąc obok niego, głośno myślała:
— Mamusia tak traktuje tego księdza, jakby go znała oddawna...
— Słyszała wiele o nim ode mnie — objaśnił ją Twardowski.
Spojrzała mu w oczy, jakby chcąc się więcej dowiedzieć, ale Twardowski dorzucił tylko:
— Ten ksiądz to duży człowiek.
Doszli do automobilu. Za chwilę zbliżyła się pani Czarnkowska z proboszczem, który na zaproszenie Twardowskiego obiecał przybyć nazajutrz na obiad.
Parę ostatnich kilometrów przejechali w milczeniu. Wanda ukradkiem spoglądała na matkę i myślała z widocznym wysiłkiem. Nie spostrzegły się obie, jak automobil stanął przed domem.
Twardowski sam poprowadził panie na górę do ich pokoi i objaśnił im ich rozkład.
— Za chwilę przyniosą rzeczy pań — rzekł — przyjechały one tuż za nami.
Wyszedł, zostawiając je w buduarze.
Wanda posadziła przybraną matkę na szezlongu i sama usiadła przy niej. Popatrzyła jej w oczy i rzekła:
— Mamusiu, czy mogę cię o jedną rzecz zapytać?
— Słucham.
— Dlaczegoś ty była zawsze dla mnie, jak rodzona matka? dlaczegoś mnie tak kochała?...
Pani Czarnkowska, zaskoczona tem nieoczekiwanem pytaniem, chwilę milczała. Wreszcie odpowiedziała cichym głosem:
— Dziecko, przecie ty jesteś córką mojej biednej, kochanej siostry.
— Rozumiem.
Rzuciła się przybranej matce na szyję.
— Mamusiu, mamusiu, jaka ty byłaś nieszczęśliwa!...
Pani Czarnkowska patrzyła na nią z przestrachem.
— Tyś tatka nie kochała, tyś kochała tamtego...
— Czy on był taki, jak Zbigniew?
To pytanie dodało pani Czarnkowskiej odwagi. Zdobyła się na odpowiedź:
— Zbigniew bardzo podobny do niego.
— Toś musiała go kochać.
Temi słowy córka Czarnkowskiego po jego śmierci dała absolucję jego owdowiałej żonie.
Po obiedzie, przy którym rozmowa toczyła się o doktorze Zemle i o księdzu Rybarzewskim, pani Czarnkowska, powołując się na zmęczenie, poszła do siebie na górę, a Twardowski z Wandą pozostań w hallu.
Nie chcąc, ażeby panie wchodziły, wieczorem do bibljoteki, nie kazał jej oświetlać, kawę zaś kazał stale podawać w “sieni.”
Zaraz po oddaleniu się pani Czarnkowskiej Wanda zwróciła się do narzeczonego.
— Teraz musisz mi powiedzieć wszystko o mojej mamusi i o twoim stryju.
Twardowski oniemiał.
— Nie bój się — rzekła — ja wiem, że mamusia kochała twojego stryja i jako żona mego tatka była bardzo nieszczęśliwa. Domyśliłam się tego i jej

181