tajemnicy przybranej matki, którą kochała bodaj jeszcze więcej — to wszystko nie tłumaczyło przerażającej w niej zmiany. Naraz przemknęła mu przez głowę myśl. Myśl śmiała, niejedenby powiedział — niedorzeczna... Dla niego jednak, ocierającego się od szeregu lat o zjawiska, których jedni nie uznają, gdy inni uważają je za nadprzyrodzone, myśl ta nie wybiegała poza kres rzeczy możliwych. Niezwykłych — tak, ale możliwych.
Wstał, podszedł do niej, pocałował ją w czoło.
— Chodź ze mną w pole — rzekł. — Tu, w domu duszno.
Wyszli do sieni. Naraz zatrzymał się.
— Nie widziałaś jeszcze bibljoteki — rzekł. — Chcesz wejść na chwilę?
Poszła za nim.
Otworzył drzwi i wprowadził ją. Zatrzymali się na środku wspaniałej sali. Rozglądała się szeroko otwartemi oczyma, on zaś uważnie patrzył na nią.
Nagle drżącą ręką uczepiła się go.
— Chodźmy stąd — wyszeptała — zabierz mnie... Coś strasznego ze mną się dzieje, ja tu zwarjuję...
Wyprowadził ją do hallu, stamtąd do przedpokoju. Pomagał jej włożyć płaszcz, zadzwoniwszy przedtem na Antoniego.
— Gdzie Piorun? — zapytał — idziemy w pole.
Za chwilę wpadł pies, i Antoni poprowadził ich ku wyjściu.
Dziewczyna przyglądała się, jak stróż odryglowywał furtkę.
Gdy znaleźli się za bramą, zwróciła się do niego z odcieniem ironji w głosie:
— To dlatego dom tak zamknięty i tak strzeżony, że ci nic nie grozi?...
— To dawny zwyczaj, z czasów stryja; jeszcze go nie zmieniłem...
— Proszę cię na wszystko, nie zmieniaj go...
Szli długo polną drogą w milczeniu. Wreszcie dziewczyna zaczęła mówić głosem już znacznie spokojniejszym:
— Ty pewnie myślisz, żem trochę warjatka. Nie protestuj: ja sama siebie pytam, czy to nie szaleństwo. Nie wmawiaj jednak we mnie, że wszystko, co się naokoło mnie dzieje, jest proste, naturalne i zrozumiałe. Ojciec mój umarł niespodzianie: zapewne przyśpieszyły mu śmierć te przejścia z majątkiem... To jeszcze można zrozumieć. Matka kochała twego stryja, a wyszła za mego ojca, bo ją okłamano, że jej ukochany jest szaleńcem. Dlaczego to zrobiono, w jakim celu?... Dlaczego twój stryj zamknął się w Turowie, w domu, ogrodzonym jak klasztor, strzeżonym, jak więzienie?... Dlaczego ciebie prześladują oszczerstwami prawie od chwili, kiedyś się pokazał w Warszawie?... A zamachy na twoje życie? czy one były tylko w związku ze sprawą Zbychowa?... A ten Culmer: skąd on się wziął? co on znaczy? dlaczego taki nikczemny żyd ma tyle zaufania u ludzi?... Czy to wszystko jest proste, naturalne?... W mojej biedniej głowie nie może się to pomieścić. Można stracić rozsądek...
Nie mógł zaprzeczyć, że dziewczyna mówi z sensem.
— Masz, kochanie, słuszność — rzekł. — Moja wina, żem ci wszystkiego nie powiedział. Nie miałem wszakże prawa odsłaniać przed tobą tajemnicy pani Czarnkowskiej, która się z tem wszystkiem ściśle łączy. Dziś, kiedy ją już znasz, mogę ci wszystko powiedzieć.
Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/186
Ta strona została przepisana.
184