Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/199

Ta strona została przepisana.

— Dla wszystkich tu obecnych — mówił dalej starzec — nawet dla pana Twardowskiego, który wiele musiał się stykać z tym łajdakiem, śmierć jego jest całkowitą niespodzianką. Zasłużył się nam i całemu społeczeństwu — dodał z sarkastycznym uśmiechem — ktoś nieznany, kto miał z nim widocznie swoje porachunki. To, co mówię, jest bezsprzeczną prawdą.
Grzybowski widocznie zawiadamiał obecnych w jaknajbardziej przekonywający sposób, że się dotychczas mylili. Widać też było po twarzach, że ich przekonał.
— Mam pewne dane — rzekł jeden z obecnych — że grabarze nas o to posądzają.
Przytoczył kilka rozmów, które do niego doszły.
— To może nie jest źle — zauważył Twardowski. — Rzuci na nich postrach, a ten zawsze jest czynnikiem dezorganizującym, zwłaszcza w sferze, nieodznaczającej się bohaterstwem. Gorzej jest, gdy śmierć naszego wroga wywołuje panikę wśród naszych ludzi.
— Panikę...? — odezwało się kilka głosów z odcieniem obrazy.
— Czegóż innego dowodzi artykuł o Culmerze w naszem piśmie?
— Nasi ludzie są oburzeni na ten artykuł — ktoś odpowiedział.
— Ale ukazał się on w naszem piśmie. Artykuł ten jest wyrazem nikczemnego tchórzostwa, które w strachu o swą skórę szerzy szkodliwe kłamstwa. Jest przytem samobójczy, bo rozzuchwala przeciwnika.
— Mówiono mi — rzekł Piętka, znajdujący się wśród obecnych — że, gdy wiadomość o zabójstwie Culmera przyszła do redakcji, redaktor zawołał: “Teraz nas zaczną mordować!”
Twardowski spojrzał na gospodarza.
— Piękna reakcja! — szydził.
— Tak.. — mówił, gryząc wargę, Grzybowski. — Pewnie nie on jeden tak zareagował.
— Mojem zdaniem — rzekł Twardowski — on tym jednym artykułem dowiódł, że jest niemożliwym na swem stanowisku. Trzeba znaleźć kogoś innego.
— To zdolny dziennikarz — bronił redaktora Grzybowski — a przytem porządny człowiek i dobry Polak.
— Nie można być dobrym Polakiem, gdy się jest takim tchórzem — twierdził z zawziętością Twardowski. — Jak może polskie sumienie człowiekowi pozwolić na takie zatruwanie kłamstwami swego społeczeństwa dla ratowania swej osoby!
Przez usta Twardowskiego przemawiał ścisły umysł i konsekwencja moralna człowieka zachodniego.
— Dziwna rzecz — myślał głośno Grzybowski — ten człowiek wykazywał zawsze ogromną odwagę swoich przekonań...
— Na papierze! — zawołał Twardowski — w polemikach, niepociągających za sobą żadnych nieprzyjemnych następstw. W moich oczach to nie jest człowiek uczciwy: on nie ma poczucia odpowiedzialności, za to, co pisze. A w każdym razie to poczucie go opuszcza pod wpływem strachu. Ja mu dalej ufać nie mogę i nie mogę mieć nadal stosunków z pismem, na którego czele on stoi.
Wyszedł od Grzybowskiego, otrzymawszy zapewnienie, że w krótkim czasie postarają się o innego redaktora. Widział wszakże, iż robią to tylko dla niego, dla człowieka, który dziennik zasila swemi pieniędzmi, że chętnie

197