Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/20

Ta strona została przepisana.

berneńskim i znacznie podwyższył synowcowi kredyt, licząc się już z podrożeniem kosztów życia podczas wojny.
Wojna wybuchła. Przez cztery lata jej trwania Zbigniew stryja nie widział i listu od niego nie miał. Tylko bank stale wypłacał mu pochodzące od stryja pieniądze. Student medycyny, jak wszyscy dokoła niego, przebieg wojny śledził, z kolegami o niej ciągle rozmawiał, ale jak wszyscy niebardzo jej rozumiał, był raczej nią oszołomiony. Mniej mu ona, niż innym przeszkadzała w studjach, w których pogrążał się z coraz większym zapałem.
Wojna jeszcze trwała, gdy ukończył studja i zdał ostateczne egzamina. Wkrótce wszakże nastąpił rozejm, i stryj niebawem zjawił się w Bernie.
Zbigniew ledwie go poznał — tak był zmieniony. Przygarbił się, krok jego stał się ociężały, wychudłą twarz przeorały zmarszczki, których przedtem na niej nie było, oczy zapadły, przygasły. Była to ruina człowieka, którego sprzed czterech lat pamiętał jako mężczyznę w pełni sił, prosto trzymającego się, sprężystego w ruchach.
Od pierwszej chwili zauważył zmianę tonu stryja w stosunku do siebie. Nie traktował go już jak opiekun pupila, ale jak starzec dorosłego mężczyznę, w którym widzi źródło siły i szuka oparcia dla siebie.
Przez długi czas nie mógł o niczem innem mówić, tylko o wojnie, mówił, jak ocalony rozbitek z jakiejś wielkiej katastrofy. W oczach miał jakby wizję strasznych przeżyć.
— Chyba cudem Bożym — mówił — uratowaliśmy się od strasznego nieszczęścia, może od całkowitej zguby. Tak wszystko było przygotowane, żeby nas ostatecznie zniszczyć!.... Gdybyś wiedział to, co ja przed tą wojną wiedziałem, zrozumiałbyś moją zgryzotę i tę trwogę, w której żyłem nieustannie. I to straszne poczucie, że sami pomagamy swój grób kopać... Ocaleliśmy, a właściwie mamy wszelkie widoki ocalenia. Bo knowania przeciw nam, których źródła są bardzo głębokie i dalekie, a sieć bardzo rozgałęziona, nie ustały i długo jeszcze nie ustaną. Ale mam już silną wiarę, że Polska nie zginie.
Zbigniew miał pojęcie o stryju, jako o człowieku zimnym, spokojnym, nieprzejmującym się niczem, ze zdziwieniem więc słuchał jego wynurzeń, zresztą bardzo niejasnych. Chciał lepiej zrozumieć, co stryj myśli, ale ten nagle urwał rozmowę o wojnie i zaczął go rozpytywać o jego sprawy i zamiary.
Odpowiedział, że się waha, czy pracować dalej przy uniwersytecie nad fizjologją, systemu nerwowego i pójść drogą naukową, czy też wracać do kraju, zaczepić się przy jakim szpitalu i przygotować się szybko do rozpoczęcia praktyki lekarskiej. T rzeba przecie zacząć na chleb zarabiać.
Tu usłyszał rzecz, która odrazu wywróciła cały jego stosunek do życia.
— Zrobisz, co zechcesz — rzekł stryj — nic ci nie mogę narzucać. Tylko proszę cię, idź drogą, na którą cię ciągną twoje zamiłowania i ambicje. Kwestja zarobku na chleb dla ciebie nie istnieje. Pozostało nas tylko dwóch z całej rodziny na świecie: ja, przedwcześnie bezsilny starzec, szybko zbliżający się do grobu, i ty, młodzieniec, przed którym leży całe życie. Może nie wiesz, że jestem człowiekiem zamożnym. Mój majątek właściwie dziś jest twoim, bo mnie już niewiele potrzeba. Poznałem cię tyle, iż wiem, że z niego zrobisz dobry użytek i że dokonasz w życiu czegoś poważnego. Będzie jeden Twardowski, który nie zmarnuje swych zdolności i swego życia tak, jak to zrobił twój ojciec na jeden sposób, a ja na inny. Liczysz dopiero dwadzieścia trzy lata, więc masz dużo jeszcze czasu na przygotowanie

18