Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/47

Ta strona została przepisana.

czerwone, lśniące policzki i jeszcze czerwieńsze wargi: dolna, gruba, opuszczona i zgięta w dziobek, niby przygotowany do ciągnięcia jakiejś słodyczy. Najbardziej uderzały oczy — czarne jak węgle, gorejące jak węgle rozżarzone, oczy prawie nigdy niespotykane pod północnem niebem. Wiał od nich żar arabskiej czy syryjskiej pustyni.
— Semita — rzekł sobie w duchu Twardowski. Wskazał gościowi fotel koło biurka.
— Czem panu mogę służyć zapytał uprzejmie.
— Czy panu znane jest moje nazwisko — pytał gość śmiało, głosem pewnym, bardzo dźwięcznym.
— Niestety, nie.
— Pomimo angielskiego brzmienia należy ono do Polaka. Jesteśmy w Polsce już od paru pokoleń.
Twardowski spojrzał na leżący przed nim bilet i przeczytał nazwisko po angielsku: Kolmar! Przynajmniej coś bardzo bliskiego. I tamten w wagonie był raczej Culmerem, niż Kolmarem...
Zesztywniał wewnętrznie. Nazewnątrz nic nie okazał.
— Usłyszałem o panu — mówił dalej gość — od mojej dobrej znajomej, pani Czarnkowskiej, i przyszedłem pana poznać. Byłem wielkim przyjacielem pańskiego stryja. Myślałem, że Alfred mówił panu o mnie.
— Niestety, — rzekł Twardowski, panując nad sobą — myśmy się ze stryjem bardzo rzadko i tylko na krótko widywali. Stryj nigdy mi o swoich sprawach i stosunkach nic nie mówił. Żałuję bardzo, ale nazwisko pańskie po raz pierwszy spotykam. Zaczynam dopiero poznawać Polskę. Z wyjątkiem pierwszych lat dziecięcych całe życie spędziłem zagranicą.
— Bardzo dobrze — mówił z namaszczeniem Culmer — że pan w kraju osiada. Nam potrzeba ludzi zdolnych i wykształconych. Słyszałem, że pan pracuje naukowo?...
Twardowski powtórzył mu to, co powiedział profesorowi Topolińskiemu.
— Jaka to szkoda, że stryj pański poniósł duże straty podczas wojny! To był człowiek bardzo zamożny.
Twardowski przypomniał sobie, że z panią Czarnkowską nie mówił o sprawach majątkowych stryja. A więc Culmer musiał mieć relacje o nim od kogo innego, chyba od Topolińskiego — do czego się nie przyznał. To zasługiwało na zanotowanie.
— Pewnie będzie pan chciał poznać trochę ludzi tutejszych — ciągnął Culmer. — Służę panu swemi stosunkami, których mam sporo. Jest pan dla mnie synowcem mego drogiego przyjaciela. Mam nadzieję, że mię pan odwiedzi. Będzie pan najmilszym gościem.
Po krótkiej rozmowie o rzeczach obojętnych chciał wyjść, gdy Twardowski go zatrzymał:
— Nie wiedziałem nawet o tem, że stryj mój był oddawna ciężko chory. Podobno groził mu paraliż postępowy
Culmer popatrzył nań badawczo.
— Dziś — odrzekł — po jego śmierci można już o tem między nami mówić. To była opinja poważnych lekarzy. I to było przedmiotem wielkiego mojego zmartwienia. Inaczej, Alfred nigdyby się tak całkowicie nie wycofał z życia, w którem miał wielkie powodzenie.
— Sam studjowałem medycynę — rzekł Twardowski — i chętniebym z którym z tych lekarzy pomówił o moim stryju. Byłbym panu bardzo wdzięczny, gdyby pan zechciał mię z nimi zapoznać.

45