— Niestety — odrzekł nieco zbyt pośpiesznie Culmer — obaj doktorzy którzy stan jego zdrowia znali i o nim opinjowali, już nie żyją.
— Jaka szkoda!
Tym razem w głosie Twardowskiego nie było nic udanego: żal jego był całkiem szczery.
Po wyjściu gościa odświeżał sobie w pamięci opis “Kolmara,” który dał mu w Turowie Grzegorz. Jeżeli tamten przez dziesięć lat ostatnich całkiem osiwiał, był to ten sam człowiek. A jeżeli tak, to trzymający się godnie pan Henryk Culmer był nielada ptaszkiem. Mówić o “drogim przyjacielu Alfredzie” po opowiedzianej przez Grzegorza scenie w Turowie mógł tylko łotr niemałego kalibru. Jeżeli zaś jest on przytem “tatą” owego Kolmara z pociągu Calais-Paryż?...
Twardowski zaczął gwizdać.
Sprawa idzie szybko. Nie miał potrzeby szukać “Kolmara,” sam mu wlazł w ręce. Chce nawiązać z nim przyjazne stosunki. Ciekawa rzecz, w jakim celu? Trzeba pójść do niego — to będzie bardzo interesujące.
Tymczasem są do zanotowania fakty: Culmer zna panią Czarnkowską, nazywa ją swoją dobrą znajomą; podpisuje się pod kłamstwem o chorobie stryja, powołuje się nawet na powagi lekarskie, które... poumierały; musi być blisko z Topolińskim, który pośpieszył go poinformować o zjawieniu się synowca Alfreda Twardowskiego; wreszcie Culmer chce uchodzić w jego oczach za przyjaciela zmarłego stryja.
Wziął do ręki katalog telefoniczny. Tym razem znalazł adwokata Henryka Culmera.
Adwokat?... Twardowski się zamyślił.
Po chwili wziął znów katalog odszukał numer Osieckiego i zadzwonił. Osiecki był w domu i mógł go przyjąć za kwadrans. Ubrał się, wyszedł z domu i wsiadł w pierwszą taksówkę.
— Pan mi mówił — rzekł na wstępie do Osieckiego — że pan prowadził sprawy mojego stryja od lat dziewiętnastu. Więc przed panem stryj miał innego adwokata, od którego pan sprawy stryja przejął.
— Naturalnie.
— Kto był tym adwokatem
— Kulmer, Henryk Kulmer.
— Kulmer...
— On sam wymawia swoje nazwisko inaczej. Kolmar czy coś w tym rodzaju. Ma to być wymawianie angielskie: rodzina jego ma niby pochodzić z Anglji. Jeden wszakże z naszych starych, dziś już nieżyjących kolegów, twierdził stanowczo, że Kulmery to Żydy polskie z Prus i że nazwisko ich pochodzi od Chełmna na Pomorzu. Chełmno po niemiecku Kulm. Wogóle najdawniej cywilizowane rodziny żydowskie w Warszawie pochodziły z Prus królewskich i z Poznańskiego. Przyszły one tu z Prusakami po trzecim rozbiorze.
— Jakiegoż on jest wyznania?
— Kalwińskiego. Powiada, że przodkowie jego, Szkoci, praktykowali prezbiterjanizm; ojciec zaś jego wybrał kalwinizm, który jest prawie tem samem, a ma tradycje polskie. To wszystko blaga. U nas wogóle Żydzi, którzy dla wygody zmieniają wyznanie, lubią kalwinizm, bo to najdalsze od rzymskiego katolicyzmu i przytem najmniej kłopotliwe.
— Pan go zna dobrze?
— Mało. Nie lubię go. Jednakże on ma pozycję w Warszawie. Wielu
Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/48
Ta strona została przepisana.
46