Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/64

Ta strona została przepisana.

— Jaki mógł być cel tego kłamstwa? — myślał głośno Twardowski.
— Żeby mu zaszkodzić w interesach — odparł bez namysłu doktór.
Po chwili milczenia zawołał:
— Wie pan co? Tego właśnie rodzaju kłamstwo zabija człowieka przedewszystkiem w oczach kobiety. Kto wie, czy tu nie wchodziła w grę kobieta...
Twardowskiego ta myśl uderzyła. Przecie od kobiety usłyszał to po raz pierwszy. Pani Czarnkowska mówiła dziwnym tonem o jego styju... Jeszcze jedna zagadka!
Przez cały wieczór ta zagadka nie schodziła mu z myśli.
Siedział w bibljotece po obiedzie, zestawiał sobie fakty i daty.
Panna Wanda ma najwyżej lat dwadzieścia dwa. Czarnkowski się ożenił ze swoją obecną żoną, kiedy córka jego była małem dzieckiem...
Zaczął liczyć...
Tak, ożenił się w czasie, kiedy stryj Alfred zwijał swoje interesy i porzucał Warszawę. Dziwny zbieg... Czy to aby zbieg okoliczności? Czy między temi faktami niema związku?... A ona, Czarnkowska?... Chciała go koniecznie poznać. Od początku zaczęła mówić o stryju. Usiłowała mówić spokojnie, ale w jej tonie było coś tragicznego. Zrazu nie zdał sobie sprawy z tego, ale teraz to widzi. Potem unikała z nim rozmowy. Może bała się z czemś zdradzić?...
Zamyślił się tak, że stracił poczucie miejsca, w którem się znajdował, zapomniał o wszystkiem, co go otaczało.
Naraz znów wydało mu się, że ktoś chodzi miarowemi krokami po pokoju — tam i spowrotem, tam i spowrotem...
Twardowskiego ogarnął głęboki, przygniatający smutek. Jak ten nieszczęśliwy człowiek szamotał się w matni intryg, które go otaczały!...
— Zaczynam cię rozumieć — szepnął. — Uspokój się; oni już długo triumfować nie będą...
Przetarł oczy, oprzytomniał. Kroki w pokoju ucichły.
— Jak się dziwić ludziom nieotrzaskanym z temi rzeczami — rzekł do siebie — kiedy ja sam tracę trzeźwość i rozmawiam ze zmarłymi...
Zadzwonił na Grzegorza, kazał pogasić światła i poszedł na górę w towarzystwie nieodłącznego Pioruna.
Rano wziął na ramię dubeltówkę i całe przedpołudnie spędził z Wygą w polu i w lesie.
Popołudniu wybrał się piechotą do proboszcza.
— Opowiem ci to — myślał — czegoś ty mi nie chciał opowiedzieć.
Ksiądz go powitał serdecznie i zaczął wypytywać, jak mu się żyje w Warszawie.
— Dobrze — odrzekł Twardowski — bom się sporo dowiedział. Przypomina sobie ksiądz, żem mu obiecał opowiedzieć to, czego się dowiem. Przyszedłem dotrzymać obietnicy.
Ksiądz widocznie się zaniepokoił.
— Niewątpliwie ksiądz wie o “Związku uczynnych grabarzy”?...
— Muszę wiedzieć, bo przecie jest to organizacja walcząca z Kościołem. Nigdy wszakże nie zajmowałem się nią bliżej i moje wiadomości są bardzo ogólnikowe.
— Otóż wykryłem, że mój nieszczęśliwy stryj był członkiem tej organizacji.
— Jak to można taką rzecz wykryć?

62