Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/65

Ta strona została przepisana.

— Później księdzu dokładnie to opowiem. Teraz niech mu wystarczy, żem wykrył. Na parę lat przed wielką wojną stryj z nimi zerwał — jeszcze nie wiem, z jakiego powodu. Wtedy wypowiedzieli mu walkę, w której główną bronią były oszczerstwa. On był sam, oni zaś mieli organizację, więc walka była nierówna. Oni go zwyciężyli, zmusili do wycofania się z życia. Potem, obawiając się, żeby nie zrobił użytku z dokumentów, które miał w ręku, starali się wszelkiemi sposobami je wydrzeć i prześladowali go w dalszym ciągu. Dlatego musiał się do końca życia strzec ich...
Ksiądz nie grał komedji, nie udawał zaciekawionego sensacyjnemi odkryciami. Widoczne było, że to wszystko nie było dla niego nowością. Tylko nieruchomość jego twarzy świadczyła, iż robi wielki wysiłek, ażeby się nie zdradzić z tem, co mu wiadomo.
Twardowski ciągnął dalej:
— Główną osobistością wśród wrogów stryja był mieszkający w Warszawie adwokat Henryk Culmer.
Ksiądz drgnął. Ciągle milczał zawzięcie. Twardowski kończył:
— Poznałem tego łotra. Ciągle jeszcze szuka sposobu dobrania się do papierów stryja. Wobec tego będę musiał z nim dojść do rozprawy.
Ksiądz się zasępił.
— Odkryłem jeszcze rzecz inną — ciągnął Twardowski. — Była w życiu stryja kobieta, którą kochał i z którą bodaj miał zamiar się żenić. Ta kobieta z nim zerwała. Okłamano ją, że stryj jest chory, zagrożony paraliżem postępowym...
Ksiądz wreszcie przerwał milczenie:
— Nie wiem, skąd pan te wiadomości zdobył i o ile są one pewne. To tylko wiem, że ś. p. stryj pański nie chciał, żeby się pan zajmował jego przeszłością...
— Prawda, ale nie kierował się względami na siebie, tylko na mnie. Wiem, że spoczątku miał zamiar powierzyć mi całą tajemnicę swego życia. Dopiero przed samą śmiercią zdecydował się zamknąć ją przede mną, ażeby nie obarczać tą ciężką spuścizną. Nie chciał niczem nie krępować mej swobody, odciągać mnie od spraw moich i chciał być tylko moim dobrodziejem.
— Tak — odparł ksiądz — on już ma spokój: nic mu już nie możemy dać, prócz modlitwy za jego duszę. Pan ma przed sobą swoje życie i obowiązki, które trzeba spełnić.
— Nie mogę całkowicie się z księdzem zgodzić. Mojemu stryjowi stała się wielka krzywda, z którą umarł. W dalszym ciągu krzywda się dzieje jego pamięci. Moim obowiązkiem jest tę krzywdę naprawić i nie spocznę, póki tego obowiązku nie spełnię.
Na twarzy księdza odmalowało się głębokie wzruszenie. W oczach mu łzy zaświeciły. Nic na ostatnie słowa Twardowskiego nie odpowiedział, tylko gdy się żegnali, rzucił mu się na szyję.

XI.

Po rozmowie z Twardowskim Culmer wrócił do domu mocno zdenerwowany. Był wściekły na Twardowskiego, nienawidził go w tej chwili potężnie. Nie było w tem nic niezwykłego: gniew i nienawiść były to trwałe i mocne sprężyny jego duszy. Odczuwał pewien strach: bał się, żeby ten młody,

63