Culmer pomyślał chwilę.
— Dobrze, jeżeli Twardowskiego do mnie przyprowadzisz.
— Do ciebie, to znaczy do twojej klatki z tresowanemi małpami.
— Helu, mówiłem ci, żebyś się tak nie wyrażała.
— Przecie nikt nie słyszy. Więc będę miała butony?
— Tak, jeżeli...
Powstała, zabierając się do wyjścia.
— Oj, Henryczku, Henryczku, jak ty mnie eksploatujesz!
— Czy to taka wielka ofiara z twojej strony?
— Tym razem może nie. On mnie zaciekawia. Ale czasami to była prawdziwa ofiara.
Culmer wstał z miejsca, żegnając się z córką.
— Tylko się pośpiesz — rzekł — bo to pilna sprawa. Co porabia twój mąż
— Nie przypominaj mi tego bałwana.
— Czy taki nie lepszy od innych?
— Nie masz pojęcia, jaki on monotonny, jaki nudny. On wszystko robi nudnie.
— Wszystko
— I to, i tamto.
Podała mu twarz do pocałowania i wyszła.
— Dobra dziewczyna — pomyślał Culmer — duża z niej jest pomoc. Karol w porównaniu z nią to nieużyteczny łobuz.
A jednak do Karola miał większą słabość.
Pośpiech, zalecony córce przez Culmera, okazał się niemożliwy. W czwartek wieczorem pani Brzozowska zatelefonowała ojcu, że na popołudniowem przyjęciu u Czarnkowskich Twardowskiego nie było. Wyjechał na wieś.
Culmera trawił coraz większy niepokój. Jak ten filozof będzie miał za wiele czasu do namysłu, wszystko może być zepsute.
Dowiadywał się przez telefon u Michała, kiedy pan wróci, ale Michał nic nie wiedział.
Przyszła mu myśl pojechania do Turowa. Myśl tę wszakże rychło odrzucił. On nie ma już szans wpłynięcia na tego warjata, tylko Hela coś zrobić może. Zresztą, może tam jeszcze jest to straszne, dzikie bydlę, które go jak tłumok wrzucało do automobilu... Zastanawiał się, czy niema sposobu na przyśpieszenie powrotu Twardowskiego do Warszawy.
Siedział przy biurku, mając przed sobą bilans jednego z towarzystw akcyjnych, którego był radcą prawnym; ale zamiast go przeglądać, myślał o Twardowskim.
Wszedł Jakób i zaanonsował profesora Topolińskiego.
— Dobrze, że profesor przychodzisz — rzekł Culmer do Topolińskiego, który zajął miejsce przed biurkiem — chcę ci dać pewną instrukcję. Chodzi o tego młodego Twardowskiego.
— Słucham.
— Poleciłem ostrożnie robienie mu reputacji, żeby przygotować grunt do wysunięcia go trochę na front. Polecenie to jest wykonywane, nieprawda?
— Naturalnie.
— Otóż teraz trzeba to wstrzymać.
— Cieszę się, bo on mi się nie podobał.
Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/69
Ta strona została przepisana.
67