Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/70

Ta strona została przepisana.

— Wszystko jedno, czy on się profesorowi podoba, czy nie podoba, trzeba wstrzymać.
Topoliński musiał zauważyć, że Culmer jest dobrze zdenerwowany. Ten ciągnął dalej:
— Do czasu, ma się rozumieć. Wkrótce się zdecyduje, czy robimy dalej w tym samym kierunku, czy też pójdziemy w przeciwnym.
— Rozumiem.
— Tyle miałem do powiedzenia.
— Ja tu przyszedłem w jednej sprawie.
— Słucham.
— Niedawno wydałem książkę.
— Wiem.
— Jest to praca lat kilku, do której przywiązuję wielką wage. Tymczasem nasza prasa traktuje ją zbyt obojętnie. Ja zaś chciałbym, żeby zdobyła w Polsce rozgłos i wyszła w tłumaczeniu zagranicą.
— Nie czytałem tej książki, bo nie mam na to czasu. Ale miałem o niej sprawozdanie. To rzecz słaba. Trudno jej bronić przed napaściami przeciwników. Niejasne myśli autora wyłożone są niejasnym językiem. Przytem autor, niezupełnie widać umocniony w naszej ideologji, zagalopował się i zanadto od niej odbiegł. Możemy dawać pewną swobodę, ale tu profesor zbytnio z niej skorzystał. Jabym radził przestać pisać, skoro się nie umie panować nad swem piórem.
Tu Topoliński zauważył, że zdenerwowanie mecenasa jest większe, niż myślał.
— A jednak — wyjąknął — moje rzeczy były tłumaczone na inne języki.
— To było dawno. I to były rzeczy małe, gdy ta książka jest gruba. Zresztą, o nich także powiedziano, że są słabe i mętne.
Topoliński zauważył, że dalsza rozmowa byłaby nieużyteczna. Zabrał się i wyszedł.
— Durnie — mówił do siebie Culmer po jego wyjściu — chcą, żeby ich ciągle kupować, tak jak to się robi spoczątku. A służyć porządnie nie umieją. Jakże mało jest ludzi naprawdę zdolnych!
Mecenas wszedł w fazę pesymizmu.
Miał wszakże i powody do zadowolenia.
Interes z Czarnkowskim poszedł prędzej, niż można było się spodziewać. Dobry kupiec na Zbychów nie znalazł się i szlachic kilkakrotnie napraszał się, żeby Culmer majątek kupił. Wreszcie mecenas dał się ubłagać i umowa spisana.
— Może panu niewygodnie — zapytał Culmer — żeby teraz o sprzedaży ogłaszać Możemy z tem poczekać.
— Ach, jaki pan delikatny i wszystko przewidujący — odrzekł Czarnkowski. — Tymczasem tak będzie lepiej. Myślałem nawet, czy pana o to nie prosić.
Czarnkowski dostał trochę gotówką, resztę zaś przekazem na Paryż i natychmiast wyjechał zagranicę.
Culmer zawiadomił listownie swego syna, że tranzakcja doszła do skutku. Karol odpisał, że wkrótce przyjedzie obejrzeć swą posiadłość, tylko musi jeszcze przypilnować “tego łobuza Stuarta,” żeby go nie oszukał.
Wreszcie, doniesiono mu, że Twardowski wrócił do Warszawy.

68