Czy to ty, Mona? Dobry wieczór... Czy jeszcze są u ciebie poeci?... jeden tylko? Czy może Szuwar?.. Nie. To już nie pytam. Domyślam się. Przyjemnej zabawy i dobranoc.
Po chwili wzięła znów słuchawkę i podała inny numer.
— Czy restauracja “Eden”?... Czy tam jest na kolacji pułkownik Kosa Faworski?... Proszę zobaczyć i poprosić do telefonu... Nie potrzeba, on wie, kto mówi... Czy to ty, Stefek?... Zjadłeś już kolację?... Przyjdź do mnie zaraz... Czekam.
I znów wzięła słuchawkę.
— Czy mieszkanie mecenasa Culmera? Mówi Hela... Już poszedł... Nie, nie można: tu zaraz ktoś przyjdzie... Klapa... Jestem pewna, że już tu nie wróci. To nie jest mężczyzna, to coś gorszego. Ja ci powiadam, że ty go nie doceniasz: to niebezpieczny frant. Wystrzegajcie się go... Nie warto więcej próbować. Ja się na tem znam... Jutro przyjdę do ciebie po śniadaniu. Słyszę dzwonek przy drzwiach. Dobranoc.
W przedpokoju słychać było brzęk odpasywanej szabli. Pani Brzozowska wróciła do swego wschodniego buduaru, padła na otomanę i pozostała w półleżącej pozycji.
Nazajutrz po śniadaniu mecenas Culmer siedział z córką przy czarnej kawie.
— Ja ci powiadam — mówiła Hela — że to jest komedjant. On cię oszukuje, tak jak mnie oszukiwał w rozmowie u Czarnkowskich i u mnie podczas obiadu. Dopiero potem zorjentowałam się. Nie licz na niego — lepiej na tem wyjdziesz.
— Czy ty się nie mylisz, Helu? Możeś jaki błąd popełniła? Możeś się czem zdradziła?...
— Cóż to ja jestem naiwne dziewczę? Czy mnie się kiedy coś podobnego zdarzyło? Wiesz dobrze, że mi się zawsze udaje. Powiadam ci, że to “cwaniak,” na którym się nie poznałeś. Sprawiłeś mi tylko upokorzenie i nic więcej... Wiesz, że byłabym zdolna go zamordować... Mimo woli patrzyłam ciągle na ten krzywy nóż, malajski, czy jaki tam, któryś mi podarował i który wisi u mnie na ścianie.
Mecenasowi przemknął błysk w oczach.
— Tak, gdyby to było możliwe... — rzekł cicho.
Oboje zamilkli.
— Ale butony będę miała? — rzekła Hela. — Doprawdy, zasłużyłam więcej, niż gdyby mi się udało. Takie upokorzenie! i to z twojej winy... Musisz mi je kupić, jeżeli chcesz, żebym ci kiedykolwiek jeszcze pomagała.
Mecenas widział, że mu się cały interes bardzo źle kalkuluje, ale czuł, że brylanty będzie musiał kupić.
— O butonach — rzekł — pomówimy potem. Ważniejsza rzecz, co z tym Twardowskim zrobić? Ja dotychczas nie rozgryzłem tego franta... Więc ty nie chcesz dalej próbować
— Nie, bo nic z tego nie będzie. Każ mi go zabić, skandal mu zrobić, czy coś podobnego: prędzej się zdecyduję.
— Ha, trudno, może być, że masz słuszność. Zrobię jeszcze próbę: jeżeli się nie uda, sam sobie będzie winien. Ty, Helu, zachowuj się tymczasem tak, jakby nic nie zaszło.
Tegoż dnia Twardowski miał telefon od Culmera, który prosił o przyjęcie. Odpowiedział, że jest zajęty i że może przyjąć pana mecenasa nazajutrz popołudniu.
Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/81
Ta strona została przepisana.
79