Strona:K. Wybranowski - Dziedzictwo.djvu/83

Ta strona została przepisana.

Powiedział mi: “Prócz przysięgi własnej ojczyźnie i przysięgi żonie, nie składaj nikomu żadnych zobowiązań, żadnych przysiąg, któreby cię wiązały na całe życie. Zatrujesz swą duszę, złamiesz swój charakter, zatracisz sumienie, znikczemniejesz, z wolnego człowieka staniesz się nędznym niewolnikiem. Jeżeli zaś będziesz usiłował zrzucić z siebie jarzmo, złamią cię, zniszczą twe życie.” O tych słowach stryja myślałem teraz w wiejskiej ciszy Turowa.
Twardowski mówił prawdę, słowa stryja pamiętał dobrze i miał kilka już momentów w życiu, kiedy musiał je sobie przypomnieć.
Culmer przymrużył oczy i patrzył na Twardowskiego, sumując w myśli wszystko, co dotyczyło tego człowieka. Hela ma słuszność. Tak, to komedjant: od początku go oszukiwał i ciągnął za język... Drogo za to zapłaci.
Powstał z fotela.
— Więc ostatnie słowo pańskie jest...
— Nie.
— Dobrze. Pozostaje mi tylko ostrzec, że gdyby kto się od pana dowiedział o naszej rozmowie poprzedniej i dzisiejszej, miałby pan wielkie przykrości. Sam pan to chyba rozumie.
— Postąpię tak, jak będę uważał za potrzebne.
Złożył Culmerowi suchy ukłon, wskazując mu, że uważa rozmowę za skończoną.

XIV.

Wieczór tego dnia mecenas Culmer spędził sam w swoim gabinecie. Siedział bez ruchu i myślał.
Czuł się bardzo nieszczęśliwy. Wszystko poszło całkiem przeciwnie, niż sobie obiecywał.
Kiedy się dowiedział o śmierci Alfreda Twardowskiego i przyjeździe do Warszawy jego synowca, doznał ulgi, że od tamtego nic mu już nie grozi, i zrodziła się w nim nadzieja, że młodego użyje do swych celów. Te nadzieje Zbigniew Twardowski spoczątku w nim podsycał, zachęcił do wygadania się i raptem front zmienił. Widocznie działał z planem. Jakiż to może być plan? O co mu chodzi?...
Ta myśl przygniatała go, dusiła jak zmora.
Pod jej uciskiem patrzył teraz czarno na całe swoje życie. Przecie nie od dziś psuć się ono zaczęło...
Wszystkiemu winna wielka wojna.
Zapowiadało się świetnie. Nie było wątpliwości, że Niemcy odniosą wielkie zwycięstwo. Wówczas on, stojący na czele organizacji, która na swoim terenie przygotowywała, to zwycięstwo, mający pierwszorzędne stosunki w Berlinie, wyrósłby na pierwszego człowieka w tym kraju. Najkorzystniejsze interesy znalazłyby się w jego rękach, a losy ludzi zależałyby od skinienia jego palca...
Tymczasem... Wszystko poszło inaczej. Do tego jego władze zagranicą przeznaczyły mu w owym czasie bardzo trudną rolę. Gdy w połowie wojny postanowiły zmienić front i przejść na stronę, przyszłych zwycięzców, jemu kazały trwać na poprzedniem stanowisku. To było bardzo mądre, ale dla niego połączone z wielkiemi trudnościami, nawet z osobistemi ofiarami.
A po wojnie?... Tyle się w tym kraju wywróciło do góry nogami. Powyrastały nowe ugrupowania organizacyjne, nowi ludzie, czerpiący

81