Do ołtarzy, do ołtarzy
Idziem, nędzy ród żebraczy,
Niesiem myśli zżarte grzechem.
Jakiś świt nam się majaczy,
Jakiś nam się raj przyśniewa,
Jakąś pieśnią dal rozbrzmiewa,
Słabe dźwięki, słabe echa
Przypomniały dal przeżytą —
I to wszystko takie cudze...
Ledwie myśl się ruszyć zdoła
Pod martwego głazem czoła.
Jak to wszystko jest dalekie,
Jak to wszystko jest nieznane
I pierś nasza taka pusta.
O! przeklęci wy, przeklęci,
Wy bluźnicie, jak szatany,
Przeciw wszystkim prawdom świata.
Wy idziecie bić pokłony,
Brudne czoła nurzać w piaski,
Wy idziecie żebrać łaski,
Nic nie wiedząc o tej mocy
Umieszczonej na dnie duszy.
Tyle siły i potęgi
Mieści w sobie ród nędzarzy.
Tyle blasków w jednej twarzy,
Bezgranicznej mocy siła.
Wy jesteście całym światem,
Niebem, ziemią, słonecznością,
Wy jesteście tą wiecznością,
Która nigdy nie zaginie.