Popod niebiosa złotą wstęgą płyną.
Gdy piorun rozdarł pustkę nieba siną,
Ja ich ujrzałem, lecz tylko na chwilę.
Już odtąd ujrzeć więcej ich nie mogę,
Choć wzrok ku niebu wznoszę lata mnogie.
Tęsknota, smutek pełni serce moje,
Po same brzegi nalane goryczą.
Jak posąg stałem — i dzisiaj tak stoję.
Gdybym harfiarza ujrzał twarz dziewiczą,
Wnet jako Łazarz z grobu bym się dźwignął,
Ale niestety, jam jak głaz ostygnął.
Gdy chwilę stałem jak piorunem tknięty,
Nie wiem: szczęśliwy byłem, albo święty...
Lecz jacy byli ci święci harfiarze —
Postacie mieli wspaniałe, jak wieszcze,
Ja wam inaczej ich nie wyobrażę.
O, ja tę chwilę czuję w duszy jeszcze.
Spokoju odtąd niemam ani chwilki,
W mem sercu pełno bólu, łez, goryczy,
Drgnięcia strun harfy tkwią w duszy, jak szpilki,
Tyle ich, ludzka liczba nie policzy —
A każda w piersi niby węgiel płonie.
O gdybym serce mógł ująć w swe dłonie
I wyrwać z piersi, jak z żelaznej kraty,
Ciskałbym szpilki, jak pioruny w światy,
W nalane jadem trucizny kielichy,
Jabym je pogryzł zębem jaguara,
Ległbym w mogile spokojny i cichy
Jak rozdeptana stonoga, poczwara.
Niestety, każda szpilka strasznie piecze,
Wężowem żądłem pije krew gorącą.
Strona:Kajetan Sawczuk - Pieśni.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.