Chciałem kochane te podlaskie bory
Moją serdeczną pieśnią rozweselić...
Miast tego stają przedemną upiory,
Z któremi muszę straszną boleść dzielić.
O ziemio! zamiast śpiewać twoją chwałę
Ja niosę tobie me serce zbolałe.
III.
O jesieni podlaska z twoją szarą szatą
Jakże smutną ty jesteś, cichą i ponurą.
Ach, czy ja ujrzę kiedy jeszcze jesień, w którą
Ziemia moja nie będzie, jak więzień za kratą?
Czyż zawsze grozić będzie tylko czarna chmura,
A słonko nam się nigdy nie uśmiechnie błogo?
Czyż wiecznie się nad nami rozpęta wichura,
Dusze nasze do ziemi przygniatając srogo.
Przyjdź słońce! my się oddać nie chcemy rozpaczy,
Nie pozwolim zwątpieniu wedrzeć się w pierś naszą,
Bo my wiemy co taka śmierć duchowa znaczy;
Więc nas wrogowie żadną kaźnią nie przestraszą.
Bo myśmy z mgieł tej ziemi, z rosy kwiatów wzięli
Tę miłość, co dodaje do krwi naszej żaru;
I my się nie ulękniem żadnego cieżaru;
Z ukochaniem nas żadna siła nie rozdzieli...
................
I oto pieśń radości wykwitła z mej lutni.
Weźcie ją w dusze wasze, wy wierni choć smutni.