Jakże to smutno poznać życia błoto,
Co tchnie zgnilizną i ducha sromotą.
Wszystko tu kłamstwa jest przywdziane szatą,
Jeszcze się szczycą tą własną marnotą,
Gdy kto nie podły, to już zowią cnotą...
W tobie wsi moja tylko prawdy lato.
A jednak wierzę w żywy płomień ducha,
Co do słonecznych krain skrzydłem sięga.
Wierzę, że serce sumienia posłucha,
Że wstanie kiedyś dusz ludu potęga,
Wykuta z ognia dusz bratnich łańcucha,
I wulkan, co się w piersiach mas zalega...
Wierzę jak ślepy...
V.
Cisza, dzień zmruża swe tęczowe oko,
Tylko nieboskłon jeszcze różami się pali,
I oko moje biegnie wzdłuż rumianej dali,
Płonącej ogniem jeszcze jak morze szeroko.
Słychać szum skrzydeł ptaszych, co się wloką
Do gniazd; żeńcy co jasny wschód słońca witali
Śledzą jego odejście coraz ciszej, dalej,
Jak dzwonu, który milknie gdzieś w falach głęboko.
Dziennego życia milkną wreszcie zgiełki zdradne,
Budzi się za to żywe strun serca napięcie.
Może wśród nocnej ciszy w niebo się zakradnę?
Tak, jak wykradłem marom ich Boże zaklęcie.
Może królestwem ciszy i szczęścia zawładną?
I uniesie mnie w zaświat ducha wniebowzięcie.
Strona:Kajetan Sawczuk - Pieśni.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.