oporu zachęcały. Powstaje więc pismo „Na naszej ziemi“, dla starszych a „Już blizko“ dla młodzieży. W obydwóch tych pismach poezje Sawczuka, które, niestety, nie wszystkie dały się zachować, budzą zapał do patrjotycznego czynu, wzywają do walki o wolność. Praca ta wyczerpuje siły poety; choroba piersiowa, stłumiona chwilowo kilkomiesięcznym pobytem w zakładzie zakopiańskiej „Bratniej pomocy” nurtować go znów zaczyna; wreszcie przychodzi chwila, która ostatecznie podkopuje jego wątłe siły.
Oto redakcję „Zarania”, ukochanych jego współtowarzyszy, władze rosyjskie uwięziły i po kilkomiesięcznem więzieniu wysłały w głąb Rosji. Sawczuka udało się ocalić; schronił się do chaty ojcowskiej. Tam, po krwotokach płucnych, resztką sił gromadził jeszcze dzieci wiejskie i uczył je, wpajając w ich dusze pojęcia wolności społecznej i narodowej, ułatwiał młodzieży przekradanie się do legjonów, pisał bolesne strofy „o pieśni chłopskiej, która przyszła przedwcześnie“. Wreszcie, chorego już bardzo przywożą do Warszawy, gdzie w szpitalu, pod opieką małej garstki tych, co pozostali a cenili jego szlachetną duszę — kończy dni swoje.
Nie danem mu było doczekać chwili tryumfu, kiedy zagrzana jego pieśnią bojową młodzież z P.O.W. rozbrajała, na całym obszarze kraju, okupanta niemieckiego. Nie ujrzał już Sejmu polskiego, w którym zasiada jego „brać siermiężna“.
Czy spełni się jednak to, o co wołał w namiętnem niemal uniesieniu: aby tę wolną Polskę odbudowały i utrzymały „dusze mądre a szlachetne“?