Wydana na ciosy i groty,
Lecz bucha zeń wielki żar złoty.
Z przepaści nam wzbić się na szczyty,
Ze słońca jasnością na czele,
Nad poziom podlejszej natury
Wciąż dusze nam dźwigać do góry,
I mroki rozedrzeć złowrogie,
I skargom człowieczym dać drogę.
Gdzie bólem spieczone lśnią wargi,
Gdzie z piersi wciąż rwie się jęk skargi,
Tam nieśmy i pracę i siłę;
My, ducha wyzwolin rycerze.
Stać twardo przy doli swej sterze,
Rwać pęta, obalać ciężary...
Skowroneczku miły mój!
Ty badaczu nieba gwiazd.
Ty mi piosnkę swoją spój
Wśród rodzinnych pól i gniazd.
Opiej w pieśni dzieje świata:
Jaka niebo zdobi szata,
Gdzie się kończy przestrzeń sina,
Żywot wieczny gdzie zaczyna.
Niech pieśń leci hen, do słońca,
Po świetlanych falach płynie;
Albo sennie, cicho drżąca
Niech w pustkowiu świata ginie.
Płynie ona w senne światy,
Lecz w mem sercu trwogę budzi.
Piękne twoich marzeń szaty
Wicher zerwie, błotem zbrudzi.
Zerwie z szczytów i rozniesie,
Niby zeschły liść po lesie.
Mów, ptaszyno, moja szara,
Za co męka, gorycz, kara,
Czy to Władca gwiazd i słońca,
Co pioruny z nieba ztrąca