Strona:Kamilla Poh.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.

gim ołówkiem chodzi po klasach i nakazuje punktualny powrót, i potem widzę, jak jedne pakują się, drugie żegnają i słyszę ciągłe: całuję rączki! wesołych świąt!
Ale nie wesoło i z taką rozpromienioną twarzą odjeżdża się po egzaminie z dziewiątej klasy. Wtedy nie myśli się ani o domu ani o rozrywkach wakacyjnych, tylko o tem, że porzuca się te ławki, w których spędziło się lat kilka, że porzuca się tych, którzy nie żałowali dla nas ani trudu ani pracy, a przedewszystkiem, że porzuca się drogą naszą Paniusię, której nigdy a nigdy kochać nie przestaniemy, i będziemy zawsze prosić Boga, aby Jej tę dobroć dla nas wynagrodził długiem, długiem zdrowiem i szczęściem!...“
Do tego rodzaju objawów przywiązania wdzięczności i uznania pozostaje nam chyba jeszcze dodać tylko, iż i władze szkolne spieszyły corocznie z pochwalnemi pismami dla Kamilli, bądź to za jej usilną pracę około pomyślnego rozwoju zakładu, bądź też za podejmowane przez nią usiłowania w kierunku ujednostajnienia i udoskonalenia szczególnych gałęzi nauki. Ze wszech stron płynące słowa podziękowania i pochwały, jedyna to obok wewnętrznego zadowolenia z spełnienia zadania, osłoda znojów i trudów, na jakich nie zbywało Kamilli nawet w czasie skwarnych miesięcy letnich. Podczas gdy pieszczone przez nią rok cały uczennice używały wczasu i swobody wakacyjnej, pełną piersią