O! bolesna!
Tobie me siedem oddaję boleści,
Tę chwilę, w której matka szaleć będzie
A jednak... syna swego niepopieści...
I w łzach do łona swego nie przeciśnie.
Ty przyjm łzę pierwszą, co z radości błyśnie!
Ornat skończony — o! czemuż tak prędko
Igła się nad nim spieszyła! o róże
I fiołki biedne, co się zdacie żywe,
Czemum nad wami cierniową koronę
Tak prędko w myślach tajemnych, wyszyła!...
Tak pełno w sercu — tak mi duszno jakoś
Jak gdybym szczęście — czy smutek przeczuła —
Co mnie jest? ja coś czuję, ale nie wiem
Czego chcę sama — i cóż w tem dziwnego?
Z nim się chowałam — igraliśmy dziećmi,
Potem nad rzeki rodzinnej brzegami
Z nim się goniłam, i zbierałam kwiaty,
Gdy mnie bolało co, on płakał ze mną,
A ja z nim w szczęściu dziecinnem się śmiałam!
Z nim się modliłam, biegałam, spiewałam,
Razem nas matka uczyła pacierza,
I cóż dziwnego, że go tak pamiętam?
Że go zlecałam Bogu, i ze łzami
Żegnałam, że go powitam ze drzeniem?
Jak smutna róża stoję i odkwitam,
Choćby mnie zerwał, milej by mi było
Ozdobą jego uwiędnąć mu w dłoni,
Niż śnić samotnie, gdy wiatr polem goni...
Jak brata kocham go — tylko jak brata!
Lecz gdyby żenić chcieli go ojcowie!...
Ha! ha! jak brata! toć mnie jak siostrzyczce