Strona:Karlinscy.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

Ojciec na dwór Firleja wojewody.
Tam mnie raz pierwszy hetman spotkał młody.
O! dawne czasy — ale złote czasy,
Jak młodość złota — tak — było to, — było!
Kiedy z Zborowskim raz pierwszy się ścieli,
Jam był po jego stronie — odtąd razem!
I w pierwszym boju k’ ojczystej potrzebie
Byliśmy razem chrzczeni — i na niebie
Gwiazdy schodziły, nocą w dzikiem polu,
Gdyśmy raz spali na niedźwiedziej skórze
I jeden kielich za zdrowie bogdanki...
Lecz dość — więc hetman, mówisz, się weseli
Pomyślnem zdrowiem...

IZYDOR.

Czasem frasobliwy,
Lecz wtedy sam się zamyka w komnacie
I do nikogo przemówić nie raczy. —

KARLINSKI.

Starość nie radość. —

KARLINSKA.

O nie grzesz że waszmość!
Jam tak szczęśliwa... jakby odrodzona. —

IZYDOR (u nóg rodziców.)

A teraz dajcie mnie, wypłakać łzami
Dziecka — tę wdzięczność za wasze starania,
Za wasze łaski — i za dom hetmański,
Że mnie nauczył jak bronić ojczyzny,
Jak żyć i ginąć, i każdą krwi kroplę
Dla niej zachować!... i radość żem znowu
Jak niegdyś, tu przed laty... pod tą strzechą,
Tu być wam odtąd w starości – pociechą!

KARLINSKI (podnosząc go.)

No — no — wstań chłopcze — serce ojca stare
Rozradowałeś, jak na wielkie święto!