Strona:Karlinscy.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.
IZYDOR.

O panie ojcze! niech Bóg odda tobie,
Coś mnie uczynił.

KARLINSKI (hamując się.)

No, no, idź do matki,
Tam się nagadaj, i pożyw, boś z drogi
A potem na koń! sprobuję waszmości,
Jak szabli — jak sie zażywa ostrogi (odchodzi.)

KARLINSKA.

O! chodź raz jeszcze do mnie — tu do łona
Twej biednej matki!...

KARLINSKI (w drzwiach do żony.)

Pomnij obietnicę! (odchodzi.)

KARLINSKA (zimniej.)

Chodź, chodź, już do nas. —

IZYDOR.

Matko... a gdzież Marya?

KARLINSKA.

A to pamiętasz siostrę lat dziecinnych?

IZYDOR.

O — nad Alwarem widziałem jej oczy,
I ksiądz Witalis Societatis Jesu[1]
Mówił mi nieraz... (wychodzą.)

MARYA (we drzwiach.)

Widziałam go! wszystko —
Wszystko słyszałam za drzwiami ukryta,
I wejść nie śmiałam... czy tak siostra wita?
Czułam jak ojciec rozrzewnił się groźny,
Jak serce matki biło, o! i czułam,
Że jednak jestem sierota — i że mnie
Tak nie kochają — o nie!... i w tej chwili
Poczuło serce! żem sama na świecie...

I tak mi było smutno, że mnie dziecię

  1. Przypis własny Wikiźródeł Societatis Jesu – Towarzystwo Jezusowe.