Strona:Karlinscy.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.
KARLINSKI.

O tak! tyś syn mój!... pomnę, żem w twym wieku
Tak błagał ojca gdy szedł na Wołoszę...
Lecz tyś ostatni!... matka... nie chodź zemną!
Mam złe przeczucie!

IZYDOR (u nóg jego.)

Zmiłuj się nademną!...
Matką mi — Polska... matka to zrozumie!

KARLINSKI (groźnie.)

Posłuch!! nie żołnierz, kto słuchać nie umie!

IZYDOR (z uniesieniem.)

A więc ślubuję — że tu niezostanę!
Odepchnij syna, o mój ojcze drogi!
Jak wierny pies się powlekę za wami,
A kiedy zetrę się z Niemcem raz pierwszy,
To mnie poznają wówczas, żem Karlinski.
Niech mnie Bóg karze, jeżelim w tej chwili
Nad miłość Jego... ukochał ojczyznę!
O Boże — matka!

KARLINSKA (która przed chwilą cicho weszła)

Oby nie ukarał!
Co to jest mężu?

KARLINSKI (tuląc syna do piersi.)

To nic moja panno!
Wszak nie nowina, gdy ojczyzna woła,
Że orlim kluczem tam lecą rycerze,
Kędy jej ręka żelazna wskazuje!...
On chce iść ze mną — bo Polskę miłuje —
A hetman cześć tę mojej siwej głowie
Wyrządzić raczył, że mi dziś powierzył
Obronę zamku Olsztyna — to znaczy
Obronę kraju! bo gdyby uderzył
I zdobył Olsztyn Niemiec, nim przybędzie
Król Zygmunt — hańba na nas — na mnie będzie!
Pożegnam was — a da Bóg nie zadługo
Wrócę — na tronie, gdy król Zygmunt siędzie!