Strona:Karlinscy.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.
MARYA.

Spoczywaj tylko — do innych iść muszę —

(opatruje innych siedzących i wpółleżących, poczem na wały wchodzi).

Tam leją kule — trzeba im dopomódz.

(przystępuje do grupy przy ogniu bierze obcęgi i wylewa kule).


JEDEN z ŻOŁNIERZY (na straży cicho).

Już nie tak wiele żywności w warowni;
Co będzie za trzy dni, za pięć, za dziesięć?

DRUGI.

I broni — i kul braknie — do dział także
Nie wiele prochu —

TRZECI.

Podda zamek pewnie —

INNY.

Słyszałem, że się wojska Rakuszanów
Już tysiącami liczą — jeszcze zdala
Ciągną posiłki! co to z tego będzie!...

INNY.

Oj źle się wróży pono tej wyprawie!
Lepiej nam było tu się niezaciągać,
Może nam Niemcy będą się urągać —
Jak psów pobiją..

MIELĘCKI (nadchodząc z nienacka).

Cóżto słyszeć muszę!
Ducha tracicie! wstyd, hańba żołnierze!
Mnie tu wódz na swem miejscu pozostawił
A jego słowo jest dla mnie wyrokiem:
Kto pierwszy syknie słówko o poddaniu
Ten na tym murze będzie... (pokazuje gardło)
Baczność!

MARYA (wchodzi na wał, z nią Mielęcki.)

Panie rotmistrzu Mielęcki — czy widzisz?
Mnie łzy omgliły wzrok —