Wloką się dołem — już liżą płomienie
Domy — i niebios czerwienią sklepienie.
W tumanie tylko słychać zgrzyt pałaszy —
Jęk koni — tętent — grzmot strzałów — dzwon w dali!
Wrzask wściekły — (po chwili)
Chwała!.. cofają się Niemcy,
Pierzchają — jakże uciekają podle!
Nasi skupiają się — ku nam wracają.
A syn mój!
Szereg wiedzie pan Karlinski,
Po broni widzę!
A syn mój!
W tej chwili
Stają i kędyś zdają się oglądać.
A syn mój!!!
Syn mój! panowie ukróccie męczarni!
Nie widać — teraz nasi się wstrzymali,
Snać grzebią trupów. — Pan Karlinski konno
Stanął jak wryty — gdzieś wytężył ramię,
Nagle spiął konia — co jak dąb się zerwał
I pędzi ku nam — za nim hufce lecą!
Ach jakże pędzą! lecą jak pioruny!
Pan mój sam! piekło! dziecięcia nie widno!?
Siły o siły! wszak może niezginął!