Strona:Karlinscy.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.
KARLINSKI.

Da Bóg że wstanie — i strąci posągi!

(odchodzi w inną stronę wałów).


MARYA (wchodzi od drugiej strony)

I noc już kona — a on niespał biedny —
Mnie dławić skargi i łzy me sieroce,
Kochance tylko od ojca do matki
Iść, w uśmiech stroić się dla ich pociechy!
Już życie moje słabnieje — o czuję,
Czuję że w głowie biednej, — coś się psuje,
Już go nieujrzeć!.. ha!.. gdyby on zginął —
Zginął? a! nie! nie! Bóg by mu bezemnie
Nie dał tu umrzeć — tak — będę spokojna —
Spokojna — ha — ha — tak — będę spokojna!...
Jak drzewo, co liść niemy ma przed burzą!..

(wchodzi na wał — odzywa się ranny hejnał: „kto się w opiekę“ na trąbce obozowej)

To hejnał ranny — jakie tony rzewne —

(potyka się o działo i pada)

O straszne działo — (wstaje) komu ty dasz jutro
Śmierć — ten szczęśliwy będzie — bo spokojny —
Już nikną gwiazdy — jutrzenka blednieje,
A zorza jasne odsłania oblicze —
Jak cicho!... któżby rzekł w tej cichej chwili,
Że to pobojowisko!... że mogiły!...
Tam lasy we mgłach — zdrój wezbrany szumi —
Już wschodzi słońce! o! jak jasne! cudne! (klęka),
O stwórco! któryś zapalił to słońce,
Czyż dasz by ranek mój był taki ciemny —
Bym za klasztorną kratą przepłakała
Dnie moje młode — ha! ja nieprzeżyję!
Mnie tak niezejdzie już słońce młodości —
Lecz stwórco! który słońce zapaliłeś,
Zapal tę siłę we mnie! część wszechmocy,
Bym była Polką silną aż do końca,
Choćby był pożar, jaśniejszy od słońca!

(wstaje i siada na murze)