Strona:Karlinscy.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.
KARLINSKI.

Niech wejdą (wchodzi kilku rycerzy).

FRANZ STILL VON SCHLANGENMARK.

Wódz nasz szle wam pozdrowienie —
I wzywa zamek do poddania księciu —
Do obwołania księcia Maksa królem,
Załodze życie zostawia i mienie —

KARLINSKI.

Wodzowi powiedz, że u nas Psie pole
Świadczy jak Polska poddaje się cała;
Dokąd żyw jeden — zamek się nie podda —
Swych zakładników tylko pół odbierzcie
I syna mego oddajcie!

FRANZ STILL.

Ha! ha! ha!
Właśnie wam wódz mój kazał powiedzieć:
Jeśli do jutra nie poddacie zamku
To syn wasz zginie!

KARLINSKA.

Przebóg! sędzio świata!

FRANZ STILL.

Na szczycie muru, nad okopów wałem
Tam! syn wasz będzie skrępowany, skuty,
Tak że to działo oto, co tu stoi,
Prosto w pierś jego i w głowę uderzy!

KARLINSKI.

Zgrajo niegodna imienia rycerzy!
Co nad bezbronnym pastwisz się — pogardą
Plwam na Cię! taką jak w mej mowie nie ma!
Musiałbym do was mówić waszą mową!
Pogardą! jaką Bóg ma dla szatanów!
Bo między nami — a wami różnica,
Jak między Kanaan — a resztą świata!