Strona:Karlinscy.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.
KARLINSKA.

Zabij mnie raczej — wszakżeś dawnym wrogiem,
O! byle czas był... poszlij jeszcze gońca
A może każe uwolnić mi syna!...

ZBOROWSKI.

Goniec już w drodze — teraz iść potrzeba!

KARLINSKA (do syna.)

O! żegnaj! może uwolnić cię zdołam!

(do wodza)

Wszak uwolnicie jeźli każe książę!

FRANZ STILL.

Pierwej z dobyciem zamku tego zdążę!

ZBOROWSKI.

Straszna niewiasto! drogaś mi! chodź ze mną!

KARLINSKA.

Nieba! zmiłujcie się już raz nademną!

(odchodzi za Zborowskim — odedrzwi rzuca się jeszcze raz na syna.)

Bądź zdrów! ha!!! może już go nie obaczę!
Patrzcie, on jako niemowlątko płacze!
Gdy z piersi mojej tę siłę wysysał!
A!!! (Zborowski ją odrywa i iść zniewala.)

ZBOROWSKI.

Prędzej — nie traćmy chwili... o! chodź ze mną!

(w chwili kiedy Karlinska z progu ku synowi wytęża ramiona, zasłona spada.)