Strona:Karlinscy.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

O mur — nim jeszcze dolatują ziemi...
Ciała w powietrzu jak gwiazdy lecące
Kołują — razem dwóch w walce zaciętej
Zleciało z baszty w objęciu morderczem —
Zlecieli — razem skonali w uścisku
I oczy pełne śmierci — gasły w błysku
Strzałów... Giniemy — chorąży z chorągwią
Leży we dłoni!... ratuj — albo poddaj —

KARLINSKI.

Nie poddam — albo mnie zabijcie sami,
Albo ostatni padnę nad trupami!
Idź!

RYCERZ.

Męztwo nowe zapalam od Ciebie!...
Jako pochodnię od słońca co w niebie!
O wodzu cześć Ci!... (wychodzi.)

(Zgiełk i wrzawa rosną za sceną — szczęk szabel i jęki po strzałach.)


KARLINSKI.
(Klęka obok działa twarz w ręce kryjąc i wstaje.)

Gdy Polska syna załaknie w niewoli,
Ty jej go oddasz Panie!...

KARLINSKA.
(Przy słowach męża z natchnieniem patrząc w górę — strasznie pasując się z sobą — kilku krokami zbliża się do płonącego lontu — bierze i podaje mężowi.)

To nie boli!!!

KARLINSKI.

Niewiasto wielka! przyszła twa godzina:
Więc w imię ojca! i ducha! i syna!

(przykłada lont — huk działa.)


KARLINSKA.

Amen!!! (pada bez życia pod działem.)