stu cekinów już u niej nie znalazłem. Tę drobną stratę, spowodowaną zapewne przez jednego z licznie przybyłych tu złodziejów, pokryła mi stokrotnie ustami swemi urocza Wenecjanka. „Nie sądź“ — powtarzała w najczulszej chwili, — że zawsze taka jestem: to karnawał tak mnie nastroił“ (Rigar, „Souvenirs“, Paris, s. a., str. 109).
Trzeba przyznać, że warta była zabawa 100 cekinów. Przysłowiowy karnawał wenecki trwa do dnia dzisiejszego, lecz mocno zamerykanizowany, a przez to pozbawiony istoty swego uroku .....Ils sont passés ces jours de fète... Zresztą, o ludzie zamożni! nienajgorzej zabawić się można i dzisiaj podczas karnawału w Nicei! Opowiadał mi pewien zasobny w znaki obiegowe znajomy, że trzytygodniowy pobyt na Rivierze włącznie z figlami i igraszkami karnawałowemi kosztował go o 100 złotych więcej niż trzy bale warszawskie...
∗ ∗
∗ |
Z trzaskiem, blaskiem i na całego bawiono się ongi w Polsce. „W mięso pusty i zapusty, według świadectw autorów z XVI w., szalała w Polsce zabawa pod wiechą i na ulicach miasta, gdzie nieraz i szablami rąbała się pijana czereda, a nawet do półhaków rwali się bracia szlachta i mieszczanie. Wrzask i hałas rozlegał się i głuszył głosy przechodniów" (L. Lepszy: „Lud wesołków w dawnej Polsce“). Ostatnie chwile zapust, mówi dalej ten sam autor, były najczęściej czasem dawnych kuligów szlacheckich i mieszczańskich, na które starym zwyczajem obsyłano laskę z kulą z wierzchu, a polem wyprawiano arlekina, który z trzepaczką w ręku wpadał do domu, gdzie się naprzód zjechać miano, i śpiewał skacząc: „Ej, kulig! kulig!“ poczem znikał... Suną tedy pary kuligu: starosta z starościną i państwo młodzi w krakowskim stroju, organista z żoną, młynarz z młynarką, arendarz z arendarką, drużbowie i druchny, górale, cyganie i wróżki... — „Dmą w piszczałki, tną w grube basetle (niech mi wolno będzie własny wiersz zacytować) sowizdrzały, łokietki, poczwary, Chochlik, Świstak i Boruta stary, Pan Twardowski i wiedźma na miotle, Żydy, pany, mieszczany i chłopy, kuse fraki i szerokie popy“. Opis imponującego kuligu z roku 1695 pozostawił Ludwik Clermont, sekretarz królowej Marji Kazimiery, żony Jana III. Wezwane znakomite osoby zjechały się do pałacu Daniłowiczów. O godzinie 3 po obiedzie trębacze dali hasło, i cały orszak wyruszył jak następuje: 24 Tatarów konno ze służby królewicza Jakóba, dziewięcioro sań po cztery konie, jedne przed drugiemi, jak zowią szydłem zaprzężonych, na każdych sankach inna muzyka: Żydzi z cymbałami, Ukraińcy z teorbanami, fajfry, janczary, zebrani z różnych dworów. Następowały sanie okryte perskiemi