„Domin widzieliśmy najwięcej czarnych, między któremi najpiękniejsze było czarne moire antique z takimże kapturem i girlandą z czarnych hiacyntów. O ile nam wiadomo, domino to okrywało jedną z powabniejszych piękności naszego miasta. Było także, jak na próbkę, kilka masek charakterystycznych, jako to: krakowiak, jakiś jegomość powracający z nad bieguna północnego, starannie w różnorodne futra opatrzony, stare małżeństwo, niezbyt powabnego oblicza, nakoniec jakaś pani w arcygłębokim negliżu, miała bowiem tylko spódnicę haftowaną, lekki kaftanik i pantofle; sądząc jednakże z ruchów i nóg niezbyt małych rozmiarów, ta pani musiała być panem“...
W lata żałoby narodowej, po powstaniu styczniowem, ucichły, oczywiście, rozigrane temperamenty. Karnawał warszawski nie wrócił już do dawnej świetności. W starych rocznikach „Muchy“ pozostawił o nim wspomnienia niezapomniany Kostrzewski. Charakterystycznym żartem ozdobił on karykaturę z roku 1871.
— „Franka, poznałrm Cię po sutej tiurniurze“.
— „Proszę nikogój nie demaszkować“...
Jak widzimy, towarzystwo balowe zaczęło już wówczas „być mieszane“.
Do apogeum doszła ta mieszanina za naszych czasów.
∗ ∗
∗ |
Dzisiaj... I tutaj czytelniczka, która miała świętą cierpliwość doczytania artykułu do końca, czeka na bolesne westchnienie i narzekania na upadek stylu i tonu karnawału warszawskiego. Te pomstowania na współczesność zawsze były i są rzeczą modną. A jednak stanę w obronie obecnych maskarad i balów. Wprawdzie zabawa do białego rana prowadzi jednocześnie do białej gorączki; wprawdzie panuje na tych balach chronicznie chaos, wrzask, ścisk, zdzierstwo, jazz-band, tudzież kompleks tych wszystkich rozkoszy razem wziętych, wprawdzie szklanka lemonjady kosztuje (z przesadą) około stu złotych, a niejedna „maseczka“ dopomina się natarczywie o „romsztyk z czebulom“ etc. etc. - mimo to wszystko, powtarzam, nie jest jeszcze tak źle.
— Albowiem będzie jeszcze gorzej. I za lat 50, kiedy my będziemy „stylowi“, a zmurszałe babcie, jak mówi poetka, będą grały „staroświeckie foxtrotty“ — z czułością. zaczną wspominać potomni, jak pięknie i wytwornie bawiła się Warszawa w roku 1925. Sodomą bowiem i Gomorą będzie karnawał warszawski w roku 1975, ale i ta Sodoma wyda się niewinną grą w przepióreczkę wobec szaleństw roku 2025.