I ucho słucha z podziwem i dreszczem,
Jak tam z jakiegoś pod niebem urwiska,
Kamienie woda z łoskotem w dół ciska,
W ciemnych przepaściach szumi kaskad deszczem.
Tu orłów, sępów krzyk słychać złowrogi;
Czasami tylko odważny się znajdzie
Łowiec i w straszną krainę tę zajdzie;
Dla innych trwoga zamknęła tu progi!
Z Czały-Kawaku zielonéj równiny
Patrząc na groźne skał nagich wyżyny,
Słuchałem dziwnych tureckich powieści
O cudach, które Ałłacha park mieści.
A zawsze wzrok mój ciekawie się wieszał
Na wschody w skale wykute wyraźnie,
Z legendą widok ten sny moje mieszał,
Strojąc się w szatę wschodniéj wyobraźnie.
Dziwnych powieści nęcony urokiem
O cudnych zamkach i grodach z kamieni,
Sadach z jaśminu i krociach strumieni,
Ze skał zuchwałym spadających skokiem,
Z strzelbą, z kindżałem puściłem się rano
W owę krainę tajemną, nieznaną;
Żelazną bramę przebyłem i płynę,
W buków olbrzymich posępną gęstwinę.
Tu buki, starce brodate porostem,
Stały, poważnie kołysząc ramiony;
Inne, bezlistne, leżały pomostem
Na traw i wrzosów pościeli zielonéj.
Inne oddawna umarły — lecz stoją,
Łachmanem szaty okryte podartéj;
Z piersi rozpękłéj, szeroko otwartéj
Dźwięcząc i brzęcząc pszczół stada się roją.
Albo owadów malowane sznurki
Snują się z piersi i nikną gdzieś w trawie;
Z suchych konarów wiewiórka ciekawie
Lub szmaragdowe patrzą się jaszczurki.