Strona:Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu/28

Ta strona została przepisana.
22
KAROL BRZOZOWSKI.

A przy ognisku była jakaś cisza
Czarem i smutek i dumy nęcąca;
Nagle westchnienie mego towarzysza
I iskier raca trzaskiem ją zamąca.
Spojrzałem i twarz Bajraktara Agi
W oku mém pełna stanęła powagi.

Blask cały ogień na nią właśnie rzucił;
Rzekłbyś to głowa z marmuru wykuta
Z pod mistrzowskiego tu stanęła dłuta;
Nad nią się mistrza gieniusz tak zasmucił,
Że mu ze źrenic długie łez krynice
Na te marmuru stoczyły się lice.

Długo patrzyłem w twarz tę Bajraktara,
A każdy rys jéj ciekawość mą nęcił.
Czém zabolała nagie pierś ta stara,
Którą weselu, beztrosce poświęcił
Ałłach od dziecka, posiał w niéj powieści,
Pieśń, żart i wszystko, prócz jednéj boleści?

— Hej! Bajraktarze! między jakie dżiny
Dusza twa, rzekłem, poszła w odwiedziny?
Bajraktar zadrgnął jak ze snu zbudzony,
Sięgnął po lulkę, popiół z niéj wytrząsał,
Poprawiał ogień i zniecierpliwiony
Brał to i owo, jak dziecko się dąsał.

Siadł znów spokojny, wzrok utopił w płomień,
Czoło swe w turban suchą ręką wmiesił,
Wzrok na mnie zwrócił i na mnie zawiesił;
Po chwili rzecze: „Mój ból — o! to promień
Radości dla was! — Gdzie dusza ma była?
Ja się nie pytam, skąd twoja wróciła”.

Zamilkł, kłąb dymu z ust rzucił daleko:
Czarne swe oko przysłonił powieką
I dumał znowu. Więc i ja pod głowę
Rzuciłem siodło, burką się odziałem
I w szmery wody i szumy jałowe
Wsłuchany, cicho snu przyjścia czekałem.

Bajraktar do mnie zbliżył się i rzecze:
„ Snu czekasz? poszedł. A wiesz kto go zgonił?
Może ty nawet nie znasz go, człowiecze;
Nie wszystkim Ałłach twarz jego odsłonił;