Strona:Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu/31

Ta strona została przepisana.
25
POEZYE.

A teraz pozwól, stary, kawy zrobię;
Może weselszym myśl poleci szlakiem,
Jaką opowieść z pamięci wygrzebię,
By ciebie uśpić, uspokoić siebie.”

∗                ∗

„Iraku kalif w fakira odzieży
Wracał z przechadzki, pogodne miał czoło;
Przed wielką klatką, kędy tygrys leży,
Błazen powiastką przykuł go wesołą:
Kalif z Wezyrem śmiał się do rozpuku —
Nagle krok szybki zatętnił na bruku.

„Prosto ktoś pędzi, blady, zadyszany;
Za nim głos cienki jak niewieści dzwoni:
— I w piekle mojéj nie ujdziesz pogoni!
Ja cię doścignę! — Nieszczęsny ścigany
W pędzie Wezyra i błazna wywrócił,
W klatkę tygrysa jak w twierdzę się rzucił.

W ślad za nim jak grot cięciwą wypchnięty
Spadła niewiasta. — A tuś mi! tu! — krzyczy
I odskoczyła — bo tygrys w luk zgięty
Zmierzył ją ślepiem i strasznie zaryczy;
Więc tylko rzekła: siedź, zbiegu, w téj budzie!
Tchórzu! czy nie wstyd! patrz widzą cię ludzie!

„Poszła — lecz jeszcze na ulicy skręcie
Szybkim się ruchem zwinęła na pięcie,
Do góry7grożąc wzniosła pięści obie,
Krzyknęła: tchórzu! i czy nie wstyd tobie! —
Znikła — a w klatce niewiasty zniknienie
Radośne ulgi witało westchnienie.

„I gość tygrysa wyszedł na ulicę,
Lecz po niéj trwożne zataczał źrenice
I dom narożny podejrzliwie mierzył,
Że wroga niéma, zdało się nie wierzył.
Kalif zapytał: — kto jest ta szalona?
Powiedz, człowiecze! — „Panie! to ma żona.”