Strona:Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu/35

Ta strona została przepisana.
29
POEZYE.

Wiedz, co w Kalifa utopi się uchu
To już na ustach jego nie odżyje.
W jakim Wezyra zmotaleś łańcuchu,
Nie będą uszy słyszały niczyje.

Więc błazen mówił: Wezyr bogobojny,
Prawy, uczciwy, szlachetny i hojny;
Gdy wdów nie krzywdzi i biednych nie grabi;
Gdy w nim podporę mają wszyscy słabi,
Czémby godności swéj utrzymał blaski,
Gdyby nie mądrość twojéj hojnéj łaski?

A więc najczystsze złoto z twéj mennicy
W sukience jasnej jak szata dziewicy,
Nietknięte ręką ni żądzą niczyją
W jedwabnych workach do Wezyra dąży.
Ale twe dary słońca nie użyją!
Na progu czyha, kolo progów krąży
Jastrząb drapieżny i w szpony swe chwyta
Dar twój, Kalifie, nim w progu zawita.

— I któż ten jastrząb! Kalif krzyknie gniewny —
— Mały słowiczek, potulny a śpiewny…
Żona Wezyra! Każdy wór schwytany
Pod klucz potrójny w kuty sanduk pada[1]
Już go nie wyrwie, gdy tam pogrzebany,
Na świat ni modła, ni przemoc, ni zdrada!

Jednak bez grosza jak być Wezyr może?
Pięć więc sztuk złota (nie więcéj, broń Boże!)
Szlachetna żona w dłoń mężowi wciska,
Pochwala hojność, ale o oględność
Błaga, zaleca roztropność, oszczędność
I pereł rzędem uśmiechnięta błyska.

W wieczór ze złota liczbę złożyć trzeba!
Czy się nad tobą nie litują nieba,
Biedny Wezyrze, gdy twéj żony lice
Chmura zalegnie, a z oczu, jak w burzę
Przeszywające palą błyskawice;
I słów jak deszczu poleją się kruże.

  1. Sanduk – skrzynia.