„Nie mówmy o tem“, rzekł pan Jingle, „nie mów...“
I nagle urwał, jakby coś sobie przypomniał.
„A propos!“ zawołał potem, „czy nie mógł by mi pan pożyczyć dziesięć gwinei, co? Bardzo pilny interes. Za trzy dni zwrócę“.
„Sądzę, iż mogę uczynić panu tę usługę“, odrzekł pan Tupman w prostocie swego serca. „Za trzy dni, mówi pan?“
„Tak, za trzy dni, nie dalej, wszystko się skończy, nie będzie żadnej przeszkody“.
Pan Tupman wyłożył dziesięć gwinei na rękę swego powiernika, który, wsuwając je sztuka po sztuce do kieszeni, ciągle patrzał na dom.
„Baczność!“ zawołał po chwili, „ani jednego spojrzenia“.
„Ani jednego rzutu oka!“ dodał pan Tupman.
„Ani słowa!“
„Ani sylaby!“
„Wszystkie grzeczności zwróć pan ku siostrzenicy. Z ciotką — najwyższa oziębłość... Jedyny sposób oszukania zazdrosnych!“
„Będę pamiętał“, odrzekł głośno pan Tupman.
„I ja nie zapomnę“, dodał cicho pan Jingle.
Potem weszli do domu.
Scena obiadowa powtórzyła się wieczorem i przez trzy następne obiady i wieczory. Czwartego wieczora stary Wardle wyglądał na bardzo zadowolonego, gdyż przekonał się, że pana Tupmana obwiniono fałszywie; ten także był zadowolony, gdyż pan Jingle powiedział mu, że wszystko wkrótce się skończy, pan Pickwick był bardzo szczęśliwy, gdyż był to jego stan zwykły, a pan Snodgrass nie był nim, gdyż zazdrościł panu Tupmanowi; stara dama była w bardzo dobrym humorze, gdyż wygrywała w wista; nakoniec pan Jingle i miss Wardle byli zachwyceni, z powodów tak wielkiej wagi dla wątków tej prawdziwej historji, iż opowiemy o nich w rozdziale następnym.
Podano wieczerzę, ustawiono krzesła przy stole, butelki i szklanki uporządkowano na bufecie, słowem wszystko zapowiadało jedną z najbardziej miłych chwil w ciągu doby.
„Gdzie jest Rachela?“ zapytał pan Wardle.
„I pan Jingle?“ dodał pan Pickwick.
„A to dziwne!“ rzekł gospodarz. „Jak się to stało, żeśmy dotąd nie zauważyli ich nieobecności. Od dwóch najmniej godzin nie słyszę ich głosu. Emiljo, zadzwońno, moja kochana!“
Rozległ się głos dzwonka i wszedł pyzaty chłopiec.