Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/105

Ta strona została skorygowana.

wick, patrząc ze zdziwieniem i przestrachem na ekscentryczne ruchy swego przyjaciela. „Oszalał! Co tu począć?“
„Co począć?“ odrzekł stary pan Wardle, który zwrócił tylko uwagę na ostatnie słowa swego gościa; „zaprzęgajcie konia do bryczki; pod Błękitnym Lwem wezmę pocztę i puszczę się za nimi w pogoń!“
„Gdzie ten łotr, Joe?“
„Jestem tu, ale to nie ja jestem łotr“, odezwał się pyzaty chłopiec.
„Dajcie mi go tu!“ ryknął pan Wardle, rzucając się ku nieszczęśliwemu chłopcu. „On był zapłacony przez tego infamisa Jingle, by zmylić ślad i dlatego opowiadał androny o mojej siostrze i panu Tupmanie“. (Tu pan Tupman padł na krzesło). „Dajcie mi go tu!“
„Trzymajcie ojca!“ krzyknęły razem wszystkie kobiety, a wśród ich przerażonych głosów słychać było wyraźne szlochanie pyzatego chłopca.
„Nie pozwalam, by mnie trzymano!“ krzyknął choleryczny starzec. „Panie Winkle, usuń ręce! Panie Pickwick, puść mię pan!“
W tej chwili zamieszania i nieładu, piękny zaiste widok przedstawiała filozoficzna postawa pana Pickwicka. Majestatyczna słodycz jaśniała na jego twarzy, chociaż nieco rozognionej wysiłkiem przy hamowaniu gwałtowności pana Wardle, którego formalnie objął wpół obiema rękami. Przez ten czas Joe został podrapany, wyszturchany i wypędzony z pokoju przez kobiety. Po jego zniknięciu puszczono pana Wardle i w tejże chwili oznajmiono, że powóz już gotów.
„Nie puszczajcie go samego!“ krzyczały kobiety, „jeszcze kogo zabije!“
„Ja z nim pojadę“, rzekł pan Pickwick.
„Pan jesteś zacny człowiek“, odrzekł pan Wardle, ściskając mu rękę. „Emmo, daj szal panu Pickwickowi, by sobie obwiązał szyję. Spiesz się. Pilnujcie tu babki, moje dzieci. No, czy pan gotów?“
Gdy usta i podbródek pana Pickwicka okręcono szalem, gdy wsadzono mu na głowę kapelusz a na ramiona narzucono okrycie, filozof odpowiedział twierdząco.
Dwaj przyjaciele wsiedli do bryczki a pan Wardle krzyknął:
„Ruszaj Tomie!“
I powóz szybko potoczył się po wąskich ulicach, wpadając w rowy i uderzając w płoty tak, że w każdej niemal chwili mógł się rozlecieć w kawałki.
„Czy dawno wyjechali?“ zapytał pan Wardle, stanąwszy u bramy „Błękitnego Lwa“, koło której, mimo spóźnionej pory, zebrało się nieco ludzi.