O tem, że jechali dzielnie, dostatecznie przekonywała pana Pickwicka ta okoliczność, iż nieustannie wchodził w styczność albo z twardemi bokami powozu albo ze swym towarzyszem.
„Trzymaj się pan mocno“, rzekł barczysty starzec do filozofa, który właśnie uderzył głową o sam środek jego przestronnej kamizelki.
„Nigdy w życiu tak mną nie trzęsło“, odrzekł pan Pickwick.
„Nie zważaj pan na to“, odpowiedział jego towarzysz. „To się prędko skończy“.
Pan Pickwick wsunął się w kąt jak mógł najgłębiej a powóz potoczył się jeszcze prędzej.
W ten sposób ujechali około trzech mil, gdy pan Wardle, który od kilku minut trzymał głowę wysuniętą za okno, cofnął ją całą obryzganą błotem i zawołał zadyszany z niecierpliwości:
„Oto są!“
Pan Pickwick wysunął natychmiast głowę za drugie okno i ujrzał w niewielkiej odległości powóz, pędzący równie chyżo.
„Prędzej! prędzej!“ wrzeszczał stary gentleman. „Po dwie gwineje pocztyljonom! Dopędzajcie ich! Dopędzajcie!“
Konie z pierwszego powozu biegły z największą szybkością, konie pana Wardle pędziły zawzięcie za niemi.
„Widzę jego głowę!“ zawołał choleryczny starzec. „Niech mnie Bóg skarze, jeżeli nie widzę jego głowy!“
„I ja także!“ odrzekł pan Pickwick, „to on!“
Nie mylił się. W oknie pierwszego powozu najdokładniej było widać twarz pana Jingle, zupełnie okrytą błotem od kół. Ruchy jego rąk, któremi gwałtownie wymachiwał ku pocztyljonom, przekonywały, że zachęcał ich do pośpiechu.
Napięcie stało się ogromne; pola, drzewa, ploty tylko migały obok nich z szybkością wichru. Już dojeżdżali do pierwszego powozu; słyszeli wśród turkotu kół głos pana Jingle, łającego pocztyljonów. Stary Wardle pienił się ze złości; sypał tuzinami „łotrów, łajdaków“, zaciskał pięście i groził niemi przedmiotowi swego oburzenia; ale na obraźliwe wyrazy pan Jingle odpowiadał tylko drwiącym uśmiechem, potem okrzykiem triumfu, gdy konie, powolne wzrastającej energji bicza i ostróg, podwoiły szybkość i zostawiły goniących nieco w tyle.
Pan Pickwick cofnął głowę od okna, pan Wardle, zmęczony krzykiem, uczynił to samo, gdy wtem gwałtowne wstrząśnienie rzuciło ich ku przodowi powozu. Rozległ się okropny trzask, koło odleciało i powóz przewrócił się.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/109
Ta strona została skorygowana.