niezależna. Zobaczymy, kto się ośmieli uprowadzić ją stąd wbrew jej woli“.
„Nie chcę, by mię uprowadzono“, szepnęła omdlała dama. „Nie chcę!“ (Tu znów nastąpił okropny atak nerwowy).
„Moi kochani panowie“, rzekł mały adwokat, biorąc na stronę pana Wardle i pana Pickwicka; „znajdujemy się w położeniu bardzo krytycznem. Jest to wypadek przykry; nie znałem dotąd podobnie przykrego wypadku; bo, prawdę mówiąc, nie mamy żadnego prawa kontrolowania tej damy. Uprzedziłem, nim tu przyszliśmy, moi kochani panowie, że niema innego sposobu, tylko ugoda“.
„Jaką pan chce zrobić ugodę?“ pytał pan Pickwick.
„Widzi pan, kochany panie, przyjaciel pański jest w położeniu bardzo nieprzyjemnem, nadzwyczaj nieprzyjemnem. Powinien więc przystać na poniesienie pewnych strat pieniężnych“.
„Wolę zapłacić, aniżeli znosić taką hańbę! Niżeli cierpieć, by ta kobieta, chociaż warjatka, była nieszczęśliwa przez całe życie“.
„Sądzę, że da się to ułożyć“, rzekł mały, zakłopotany człowieczek. „Panie Jingle, czy nie zechce pan pójść z nami na chwilkę do sąsiedniego pokoju?“
Pan Jingle przystał na to, poszli więc we czterech.
„Teraz, mój panie“, rzekł mały człowieczek, starannie zamykając drzwi, „czy niema sposobu porozumienia się w tej sprawie? Chodźno pan tu, pod okno, rozmówimy się w cztery oczy. Tu panie, tu! Siadaj pan. Teraz kochany pilnie, między nami mówiąc, wiemy, kochany panie, żeś porwał tę damę z miłości do jej majątku. Niech pan nie marszczy brwi, kochany panie, to się na nic nie przyda. Mówię panu, że, między nami mówiąc, my wiemy o tem. Obaj jesteśmy ludzie światowi i obaj wiemy bardzo dobrze, że nasi znajomi, tu obecni, nie są nimi. Prawda, panie?“
Twarz pana Jingle rozjaśniała się stopniowo podczas tej przemowy a nawet zdawało się, że lewa jego powieka jakby mrugnęła odrobinę.
„Bardzo dobrze! Bardzo dobrze!“ mówił dalej pan Perker, dostrzegłszy wrażenie, jakie sprawił. „Teraz, faktem jest, że dama nie będzie miała nic, albo bardzo wiele, aż do śmierci matki... osoby wielkiego zdrowia, kochany panie“.
„Już stara!“ odrzekł pan Jingle lakonicznie, ale z energią.
„Tak, to prawda“, odrzekł adwokat, lekko odkaszlnąwszy; „ma pan słuszność, kochany panie, już bardzo podeszła w latach. Ale pochodzi ze starej rodziny, kochany panie, starej w całem tego słowa znaczeniu. Przodek tej rodziny przybył do hrabstwa Kent za czasów inwazji Juliusza
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/122
Ta strona została skorygowana.