ale bezskuteczne. „Ważne sprawy“, odpowiedział, „czynią mój wyjazd niezbędnym“.
Był przy tem stary wikary.
„Więc postanowił pan opuścić nas?“ rzekł do pana Pickwicka, biorąc go na stronę; a gdy filozof odpowiedział twierdząco, dodał:
„Oto“, powiedział stary gentleman, „mały rękopis, który miałem nadzieję sam odczytać panu. Znalazłem go po śmierci jednego z moich przyjaciół, lekarza w szpitalu warjatów w naszem hrabstwie, pośród rozmaitych innych papierzysków, które mogłem wedle uznania przechować lub zniszczyć. Z trudem chce mi się wierzyć, by ten rękopis był niesfałszowany, chociaż wiem z całą pewnością, że to nie jest pismo mego przyjaciela. Jednak, bez względu czy jest to autentyczny utwór manjaka, czy opowieść, oparta tylko na bredzeniu chorego umysłu (co wydaje mi się bardziej prawdopodobne), proszę, przeczytaj pan i sam osądź!“
Pan Pickwick wziął rękopis i pożegnał się z uprzejmym starcem, po tysiącznych zapewnieniach szacunku i poważania.
Daleko trudniej było rozstać się z mieszkańcami Manor Farm, gdzie nasi podróżnicy byli podejmowani z taką gościnnością i takiemi względami. Pan Pickwick ucałował młode panny. Chcielibyśmy powiedzieć, jakgdyby były jego własnemi córkami, ale porównanie to nie byłoby zupełnie dokładne, ponieważ w całowaniu tem było nieco więcej ognia. Uściskał starą damę z synowską czułością i, wsunąwszy do ręki służącym realne dowody swej życzliwości, potrzepał je po rumianych policzkach w sposób wielce patrjarchalny. Następnie jeszcze serdeczniejsze i jeszcze dłuższe oświadczenia wymieniono z samym gospodarzem i panem Trundle. Tymczasem pan Snodgrass znikł i kilkakrotnie trzeba go było wołać zanim wyszedł z ciemnych korytarzy.
Wkrótce potem ukazała się miss Emilja, a oczy jej, zwykle tak błyszczące, były jakby nieco przyćmione. Nakoniec trzej przyjaciele wyzwolili się z miłych objęć gospodarstwa i, oddalając się powoli, rzucali poza siebie czułe spojrzenia. Utrzymują nawet, że pan Snodgrass rzucał w powietrze niezliczone mnóstwo całusów ku jakiemuś białawemu przedmiotowi, poruszającemu się w jednem z okien, aż do chwili, w której na skręcie ulicy stary dom znikł podróżnym z oczu. Przedmiot, o którym mowa, był bardzo podobny do kobiecej chustki.
W Muggleton znajomi nasi wzięli powóz do Rochester, a gdy przybyli do tej miejscowości, boleść ich złagodniała dostatecznie, by mogli zjeść obiad ze smakiem. Wkrótce
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/127
Ta strona została skorygowana.