bit... Wywieszony język zdawał się urągać mi... Ścisnąłem silniej...
Drzwi otworzyły się nagle. Z hałasem wbiegli jacyś ludzie. Krzyczeli do siebie głośno, żeby ująć warjata.
Tajemnica się wydała. Teraz walczyłem o swobodę i wolność. Zerwałem się, zanim ktoś zdążył dotknąć mię ręką, rzuciłem się między napastników, utorowałem sobie drogę silnem ramieniem, jakgdybym miał topór w ręku. Dobiegłem do drzwi. Zbiegłem ze schodów. W jednej chwili byłem na ulicy.
Biegłem szybko. Nikt nie śmiał mię zatrzymać. Słyszałem za sobą odgłos biegnących kroków, zdwoiłem szybkość. Ale słabłem coraz bardziej i wkońcu czułem, że umieram. Alem pędził przez błota i strumyki, przez płoty i mury, z dzikim krzykiem, który podchwytywały dziwaczne istoty, uwijające się koło mnie, aż zapełniło się niemi całe powietrze... Czułem, że płynę na ramionach demonów, a demony niesie wiatr, że płynę z taką szybkością, że mi się aż w głowie mąci... Wreszcie rzuciły mię z rozmachem na ziemię... Kiedym się rozbudził, znalazłem się w tej oto celi, dokąd słońce zagląda rzadko, a księżyc czasami, tylko po to, by wyraźniej rysowały się cienie i ciemne postacie po kątach. Kiedy leżę i nie śpię, słyszę dziwne krzyki i jęki ze wszystkich stron. Co to jest — nie wiem. Nie wydaje ich jednak ta blada postać... Ani ich nie słyszy... Od wczesnego zmierzchu do pierwszego brzasku stoi nieruchomo w tem samem miejscu, słuchając muzyki moich żelaznych kajdan i patrząc, jak rzucam się na mojem posłaniu ze słomy...
Rękopis kończył się następującym dopiskiem — inną ręką:
„Nieszczęśliwy, którego szaleństwo zostało opisane powyżej, służyć może za smutny dowód, do jak zgubnych rezultatów prowadzi źle w dzieciństwie skierowana energja oraz wybryki młodości, pociągające za sobą konsekwencje, których nigdy niepodobna naprawić. Bezmyślne hulanki, zabawy i wybryki lat młodzieńczych spowodowały gorączkę i delirjum. Pierwszym przejawem tego ostatniego było dziwaczne przypuszczenie, oparte na dobrze znanej teorji medycznej, gorąco bronionej przez jednych a zwalczanej przez innych, że obłęd był dziedziczny w jego rodzinie. Rezultatem tego było stałe zamroczenie umysłu, chorobliwe zaćmienie, które ostatecznie przeszło w ostry szał. Mamy pewne dane, by przypuszczać, że opis wypadków, aczkolwiek zmienionych w chorobliwej wyobraźni, odpowiada rzeczywistości. Dziwnem się tylko wydaje tym, którzy znali wybryki jego młodości, że namiętność, niekontrolowana przez rozsądek, nie doprowadziła go do wielu innych, równie okropnych czynów“.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/138
Ta strona została skorygowana.