nieukiem, i napisały przeciw niemu niezliczone mnóstwo pamfletów. Koniec końcem, sam kamień istnieje dotąd, nieczytelny pomnik wielkości pana Pickwicka i drobiazgowości jego antagonistów.
Chociaż mieszkanie pana Pickwicka przy ulicy Goswell było niezbyt obszerne, ale za to czyste i wygodne, przedewszystkiem zaś było w doskonałej harmonii z jego geniuszem spostrzegawczym. Jego bawialny pokój znajdował się na dole, sypialnia na pierwszem piętrze od frontu; w ten sposób, czy był na dole, czy też przed zwierciadłem do golenia na górze, mógł w równej mierze badać naturę ludzką we wszystkich jej fazach, i to w miejscu, które nieustannie roztaczało przed nim bujne życie ludu ulicznego. Gospodyni jego, pani Bardell, niepocieszona wdowa i jedyna egzekutorka testamentu swego nieboszczyka męża, była to kobieta pulchna, wiecznie czemś zajęta i z ponętną fizjognomją. Do tych zalet fizycznych dodać należy cenne jej przymioty moralnej natury: wskutek szczęśliwych studjów i długiej praktyki, przeistoczyła ona w wytworny talent owo szczególne uzdolnienie, jakie otrzymała od natury, ów dar do wszystkiego, co dotyczyło kuchennej umiejętności. W domu jej nie było ani dzieci, ani kur, ani służących. Jeden wielki człowiek i jeden mały chłopiec uzupełniali liczbę mieszkańców. Pierwszym był nasz bohater, drugim własne dzieło samej pani Bardell. Wielki człowiek powracał do domu punktualnie o godzinie dziesiątej wieczorem i wkrótce potem zanurzał się we francuskiem łóżku. Co do młodego Bardella, to jego dziecięce gry i gimnastyczne ćwiczenia były ograniczone wyłącznie do przestrzeni sąsiednich chodników i rynsztoków. Czystość więc i spokój panowały w całym budynku, a wola pana Pickwicka stanowiła w nim prawa.
Rano, w przeddzień zamierzonego wyjazdu do Eatanswill, postępowanie naszego filozofa musiało wydawać się szczególnie tajemniczem i niewytłumaczonem każdemu, kto znał jego podziwienia godną równość charakteru i jego domowe zwyczaje. Przechadzał się po swoim pokoju krokiem przyspieszonym. Co trzy minuty wysuwał głowę za okno, ciągle spoglądał na zegarek i okazywał rozmaite inne symptomaty zniecierpliwienia, bardzo u niego niezwykłe. Widocznie zanosiło się na fakt wielkiej wagi; ale cóż to mógł być za fakt? Sama pani Bardell odgadnąć tego nie umiała.