„Pani Bardell“, rzekł wreszcie pan Pickwick, gdy miła ta dama miała już kończyć strzepywanie prochów, za długo trwające w pokoju filozofa.
„Co panie?“ odrzekła pani Bardell.
„Syn pani długo coś nie wraca“.
„To prawda, ale też stąd do Borough kawał drogi“.
„A tak“, odpowiedział pan Pickwick i znowu zapadł w milczenie.
„Pani Bardell?“ zaczął znów po kilku minutach.
„Co panie?“
„Czy sądzi pani, że wydatki dla dwóch osób byłyby znacznie większe, aniżeli dla jednej?
„O! Panie Pickwick!“ odrzekła pani Bardell, rumieniąc się aż do szlarek swego czepka, gdyż zdało się jej, że dostrzegła w oczach swego lokatora pewne mruganie matrymonialne. „O! Panie Pickwick, co za pytanie!“
„No, jak pani myśli?“
„To zależy“, odpowiedziała pani Bardell, przysuwając trzepaczkę w kierunku łokcia pana Pickwicka; „wiele zależy, jak panu wiadomo, od osoby, i jeżeli jest to osoba dbała i oszczędna...“
„Wielka prawda! Ale osoba, którą mam na myśli (tu spojrzał na panią Bardell), posiada, jak sądzę, te przymioty. Ma przytem wielką znajomość świata i wiele sprytu. Będzie mi niezmiernie przydatną“.
„O! Panie Pickwick!“ szepnęła pani Bardell, znów się rumieniąc.
„Jestem o tem przekonany!“ mówił dalej filozof z wzrastającą energją, jak to się zwykle działo, gdy mówił o przedmiocie zajmującym, „jestem tego pewny i, jeżeli mam powiedzieć całą prawdę, pani Bardell, to już rzecz postanowiona“.
„Wielki Boże!“ krzyknęła pani Bardell.
„Może pani wyda się to dziwne“, mówił dalej ujmujący pan Pickwick, rzucając na kobietę wzrok pełny zadowolenia, „może wyda się pani dziwne, że nie zasięgałem jej rady w tym względzie i nawet nigdy o tem nie mówiłem, aż do chwili, w której wyprawiłem jej syna?“
Pani Bardell mogła tylko wzrokiem odpowiedzieć na to, oddawna bowiem wielbiła już pana Pickwicka jak bóstwo, do którego nie godziło się jej nawet przybliżać; i oto naraz bóstwo zstępuje ze swego piedestału i bierze ją w objęcia. Pan Pickwick robił jej po prostu propozycję, która była wynikiem obmyślanego planu, gdyż wysłał jej małego chłopca do Borough, by zostać z nią sam na sam. Co za delikatność! Jakie względy!
„No“, rzekł filozof, „co pani myśli o tem?“
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/142
Ta strona została skorygowana.