w tem samem położeniu, dopókiby omdlała dama nie przyszła do siebie, gdyby czuły jej syn nie przyspieszył rozwiązania pięknym i rozrzewniającym wybuchem miłości synowskiej. Młody ten chłopak, ubrany w kurtkę z wielkiemi miedzianemi guzikami, naprzód stał, niepewny i zmieszany, we drzwiach; ale myśl, że matce jego wyrządzono jakąś krzywdę, stopniowo owładła jego nawpół rozwiniętym umysłem. Uznawszy pana Pickwicka za stronę zaczepną, krzyknął dziko i, rzuciwszy się głową naprzód, zaatakował tego nieśmiertelnego gentlemana, w okolicach między grzbietem a nogami, szczypiąc i bijąc, o ile mu pozwalała na to siła i gwałtowność uniesienia.
„Weźcie tego smarkacza!“ zawołał pan Pickwick w przystępie rozpaczy; „oszalał!“
„Co się stało?“ zapytali trzej pickwickiści zdumieni.
„Albo ja wiem!“ odrzekł mentor z niesmakiem; „zabierzcie tego bębna“.
Pan Winkle odniósł w przeciwległy kąt pokoju interesującego chłopca, który krzyczał i szamotał się co miał sił.
„Teraz“, mówił pan Pickwick, „dopomóżcie mi sprowadzić na dół tę kobietę“.
„Ach! Już mi lepiej“, westchnęła słabo pani Bardell.
„Pozwól pani podać sobie rękę“, rzekł pan Tupman, zawsze ugrzeczniony.
„Dziękuję panu, dziękuję!“ zawołała dama głosem spazmatycznym, poczem sprowadzono ją na dół w towarzystwie tak bardzo przywiązanego do niej syna.
„Pojąć nie mogę“, zaczął pan Pickwick, gdy przyjaciele jego wrócili, „pojąć nie mogę, co się tej kobiecie stało... Chciałem poprostu oznajmić jej, że przyjmę służącego, gdy wtem wpadła w jakiś szczególny paroksyzm, w którym ją zastaliście. To bardzo dziwne...“
„Niezawodnie“, odpowiedzieli trzej przyjaciele.
„Postawiła mię w położeniu bardzo kłopotliwem“, mówił dalej filozof.
„Tak, tak“, powtórzyli jego uczniowie, lekko chrząkając i spoglądając na siebie z wyrazem powątpiewania. Nie uszło to uwagi pana Pickwicka. Dostrzegł tę nieufność; widocznie niewinność jego była podejrzewaną.
Po kilku chwilach milczenia pan Tupman odezwał się:
„Tam, w przedpokoju czeka jakiś człowiek“.
„Pewno ten, o którym była mowa“, odrzekł pan Pickwick; „posyłałem po niego do Borough. Panie Snodgrass, bądź tak dobry i każ mu wejść“.
Pan Snodgrass wykonał to zlecenie i Samuel Weller ukazał się bezzwłocznie.
„Sądzę, że mnie poznajesz?“ rzekł pan Pickwick.
„Niby!“ odpowiedział Sam, mrugnąwszy protekcyjnie.
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/144
Ta strona została skorygowana.