Utwierdza nas w tem mniemaniu okoliczność, mogąca sama w sobie wydawać się błahą i nic nie znaczącą, ale która, rozważana z naszego punktu widzenia godna jest zanotowania... W notatach pana Pickwicka zostało zapisane, że miejsce dla niego i jego uczniów zamówione było w dyliżansie udającym się do Norwich, ale wyraz ten został natychmiast wykreślony, prawdopodobnie, by nie dać wskazówki, w jakiej stronie znajduje się miasto, o którem mowa. Nie odważymy się więc robić wniosków co do tego i będziemy dalej prowadzić naszą historję bez przerwy, ograniczając się do bogatych materiałów, ukazujących dowodnie charakter tych wydarzeń.
Zdaje się, że mieszkańcy Eatanswillu, jak i wielu innych małych miejscowości, poczytywali siebie za niezmiernie ważnych dla państwa, a każde indywiduum, w uznaniu wagi przywiązanej do dawanego przez siebie przykładu, czuło się obowiązane do należenia duszą i ciałem do jednego z dwóch stronnictw, dzielących gród, to jest do błękitnych lub żółtych. Owóż błękitni nie zaniedbywali żadnej sposobności by przeciwstawić się żółtym; żółci zaś ze swej strony nie zaniedbywali żadnej sposobności, by przeciwstawić się błękitnym, tak, że gdy żółci i błękitni stawali oko w oko na jakiemkolwiek publicznem zgromadzeniu, w ratuszu, na rynku, czy na targowicy, natychmiast powstawały kłótnie i wzajemne łajania. Zbytecznem jest dodawać, że w Eatanswillu wszystko stawało się sprawą stronnictw. Gdy żółci doradzali zaopatrzyć targowice w nowe latarnie, błękitni zwoływali zgromadzenia publiczne, na których piętnowali ten szalony pomysł. Gdy błękitni proponowali zbudowanie nowej studni przy głównej ulicy, żółci powstawali jak jeden człowiek przeciwko takiej niegodziwej myśli. Były sklepy błękitne i sklepy żółte, oberże błękitne i oberże żółte, w samym kościele jedna strona była błękitna, druga żółta.
Każde z tych potężnych stronnictw, rzecz oczywista, miało swój organ; i dlatego dwa dzienniki wychodziły w mieście: „Gazeta Eatanswillska“ i „Eatanswillska Niepodległość“. Pierwsza popierała zasady błękitne, druga stała na gruncie stanowczo żółtym. Obiedwie gazety były znakomite. Co za piękne artykuły polityczne! Jaka dowcipna i śmiała polemika! „Gazeta, nasza nikczemna antagonistka...“, „Niepodległość, ten dziennik niesmaczny i godny pogardy...“, „Gazeta, to pismo kłamliwe i brudne...“, „Niepodległość, skandaliczna i potworna...“; takiego to rodzaju zajmujące rekryminacje tuzinami zapełniały kolumny każdego numeru, budząc w miejscowych mieszkańcach najgorętsze uczucia zadowolenia lub oburzenia.
Pan Pickwick, ze zwykłą swą przezornością i bystro-
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/148
Ta strona została skorygowana.