które pan pogłaszczesz po głowie i o których spytasz pan, ile mają lat. Zwłaszcza pamiętaj pan o dzieciach, kochany panie. Takie postępowanie sprawia zawsze dobry efekt.“
„Pomyślę o tem“, rzekł szanowny Samuel Slumkey.
„A może też pan, kochany panie“, dodał przewidujący mały człowieczek, „może będzie pan mógł... nie mówię, by to było konieczne... ale gdybyś pan mógł zdecydować się ucałować jedno z dzieci, toby wywarło ogromne wrażenie“.
„Czy nie byłby ten sam skutek, gdybyś pan podjął się tego?“ zapytał pan Samuel Slumkey.
„Obawiam się, że nie, kochany panie. Ale gdybyś pan sam to zrobił, sądzę, że uczyniłoby to pana bardzo popularnym“.
„Bardzo dobrze“, odrzekł szanowny Samuel Slumkey z rezygnacją, „i to przebędziemy, jeżeli potrzeba“.
„Pochód! Pochód!“ wołało dwudziestu członków komitetu.
Wśród okrzyków tłumu, muzykantów, konstablów, członków komitetu, pieszych i konnych, powozy zajęły swe miejsca. Każdy powóz dwukonny zawierał tylu gentlemenów usadowionych i stojących, ile tylko zmieścić się mogło. W przeznaczonym dla pana Perkera powozie usiadł pan Pickwick, Tupman, Snodgrass i pół tuzina członków komitetu.
Nastąpiła chwila uroczystego milczenia, nabrzmiałego oczekiwaniem, kiedy szanowny Samuel Slumkey wsiądzie do swego kocza.
Nagle tłum wydał okrzyk.
„Wsiadł!“ zawołał mały Perker, tem mocniej wzruszony, że położenie, w którem się znajdował, nie pozwalało mu widzieć co się dzieje na przedzie.
Inny okrzyk, jeszcze głośniejszy.
„Podaje rękę wyborcom!“ rzekł mały ajent.
Znowu okrzyk, nierównie głośniejszy.
„Pogłaskał dzieci po głowach!“ mówił dalej pan Perker, drżąc ze wzruszenia.
Grzmot oklasków rozdarł powietrze.
„Pocałował jedno!“ zawołał zachwycony mały człowieczek.
Drugi grzmot.
„Pocałował drugie!“
Trzeci grzmot ogłuszający
„Wszystkie całuje!“ wrzasnął roznamiętniony mały gentleman i w tej chwili pochód ruszył, witany okrzykami tłumu.
Z jakiego powodu dwa pochody zetknęły się i jak ukończyło się wynikłe stąd zamieszanie, tego nie podejmujemy się opisywać, gdyż na samym początku starcia panu Pickwickowi wtłoczono kapelusz na oczy, nos i usta, zaapliko-
Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 01.djvu/159
Ta strona została skorygowana.